piątek, 27 września 2013

Rozdział 13 + zakończenie




Stara miłość nie rdzewieje? Na pewno jest w tym jakieś ziarno prawdy. Kochając kogoś nigdy nie da się wymazać tego uczucia ze swojego serca. Można zapomnieć, ale nie wyrzucić. Nie ma jej w pobliżu i wszystko jest tak jak przewidujemy, ale gdy po raz kolejny pojawia się w naszym życiu mówiąc "Kocham" nasze serce zaczyna bić dla tej osoby ponownie. Głupie? Bardzo. Tym bardziej gdy owa osoba wcześniej rani nas, a przez nią nasze serce krwawi z bólu.

Natłok myśli przytłaczajał Annę. Sądziła, że Michał dla niej jest tylko Michałek Kubiakiem, tym polskim siatkarzem, jednak myliła się. Nadal go kochała. Ranił ją, ale to uczucie nadal nie przeminęło. Przeszli razem tyle wzlotów i upadków. Ciągle nosiła przy sobie ich wspólne zdjęcie skryte na dnie ulubionej skórzanej torby. Nie wyjmowała go, aż do dnia, w którym pojawił się w gabinecie. Wpatrując się w fotografie, która przedstawiała ich razem, szczęśliwych powróciły wszystkie wspomnienia, a łzy zalały jej twarz. Kilka godzin spędziła na płaczu siedząc skulona pod ścianą. Popełniła największy błąd swojego życia wyjeżdżając do Niemiec. Mimo, iż Michał to zwykły skurw*syn pragnęła po raz kolejny spróbować. Nie wiedziała jednak jednego. Jak ma zachować się w stosunku do Roberta? Przecież dopiero wyznała mu miłość, a teraz ma powiedzieć, że odchodzi? Nie potrafiła tego zrobić. Zdążyła zapoznać się z jego wrażliwością i subtelnością. Robert wbrew pozorom był kruchą istotą, która potrzebuje uczucia, a ona dała mu żmudną nadzieję.
Nie mając odwagi wyjawić mu prawdy prosto w oczy wyjęła kartkę i rozpoczęła pisać:


Drogi Robercie!


Przepraszam. Na prawdę przepraszam. Nigdy nie chciałam Cię ranić, ale to zrobiłam. Po raz kolejny Cię zawiodłam. Obiecuję jednak, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Wyjeżdżam i nie wrócę. Nigdy więcej nie zniszczę Twojego życia. Doskonale wiem co o mnie teraz myślisz, ale masz do tego pełne prawo. Tak, zachowuję się jak szm*ata. Mimo wszystko dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś. 
Jesteś wspaniałym mężczyzną i jestem przekonana, że odnajdziesz soje szczęście już niebawem. Spotka Cię ono w najmniej spodziewanym momencie.  Zawsze będę trzymać kciuki za Twoje dobro, bo w pełni na nie zasługujesz. Wiem też, że doskonale dasz radę na boisku i doprowadzisz do wielu sukcesów. 

                                                           Powodzenia i przepraszam, 
                                                                                                             Anna. 


W ekspresowym tempie spakowała swoje obecne życie w walizki i odjechała taksówką wpatrując się w białą kopertę trzymaną w dłoniach. Wysiadła z pojazdu i wrzuciła ją do skrzynki Lewandowskiego. Popatrzyła w jego okno. Był w domu, świeciło się światło, zapewne na nią czekał. Nie chcąc myśleć o tym co byłoby gdyby zrezygnowała powróciła do taksówki i udała się na lotnisko. Lot do Katowic dłużył jej się niemiłosiernie. Mimo, iż trwał niespełna trzy godzin ona czuła się gorzej niż po kilkunastogodzinnej podróży. 
Zostawiła większość bagażu w przechowalni i busem udała się do Jastrzębia. Stojąc pod kubiakowymi drzwiami cała zaczęła drżeć z ogromnym trudem wcisnęła dzwonek. Otworzył jej po kilku sekundach. Wyglądał tak jak za czasów ich wspólnego pomieszkiwania. Widząc byłą ukochaną na jego twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a ona wydusiła z siebie trzy słowa:
-Potrafisz mi wybaczyć?-zapytała, a siatkarz nie odpowiadając namiętnie wpił się w jej usta.


On wybaczył, ona wybaczyła. On się zmienił, ona się zmieniła. Po raz kolejny odkryli siebie nawzajem. 
Przeżywali chwilę szczęścia, a także słabości. Żyli w zgodzie, a także się kłócili. Nie żyli idealnie, ale żyli dla miłości. Miłości dla zalet i wad. Kochali się. Tworzyli wspólnie mieszankę wybuchową, która pomagała im w przetrwaniu każdego zła. 
Ona dietetyczka, on siatkarz. Oboje cholerycy. Oboje oddani pasji. Oboje kochani i kochający. 

A piłkarz? Lata świetności mijają, ale osobowość pozostaje. Chociaż nie zawsze w pełni formy fizycznej jak i psychicznej to zawsze kochany i kochający. Przez kogo? Przez temperamentną blondynkę tak różną od niego, że aż momentami nierealną, lecz mimo wątpliwości prawdziwą.


Koniec.


Wszystko kiedyś ma swój koniec. Dziś przyszła pora na zakończenie historii niezdecydowanej Anny, bezwzględnego Michała i wrażliwego Roberta. Nie bez powody podsumowanie ich dalszego życia wygląda tak jak widzicie. Chciałam Wam przez to przekazać coś cholernie ważnego, coś co sama w ostatnim czasie zrozumiałam. Jeśli kogoś na prawdę kochamy nie odwracajmy się od tej osoby przez jej wady, starajmy się pomóc w ich przezwyciężeniu poprzez obdarzenie uczuciem. Ania i Michał mimo, iż ich związek był niedorzeczny i zakończył się w niemiły sposób dopiero po serii zdarzeń, po straceniu czasu, który mogli spędzić wspólnie zrozumieli swoje postępowanie. I to nie tylko Michał ponosił winę za rozpad ich związku, ale i Ania, która poddała się bez walki o swoją miłość. 


Dziękuję! 
Dziękuję za ponad dwadzieścia trzy tysiące wyświetleń w dość krótkim czasie trwania tego opowiadania. 
Dziękuję za każdy komentarz, który motywował mnie do dalszego pisania.
Dziękuję za każde słowa wsparcia w trudnych dla mnie chwilach. 
Dziękuję za samą Waszą obecność. 

Na jakiś czas żegnam się z publikacją moich wyobrażeń. Nie mam obecnie czasu nie tylko ze względu na szkołę, ale i życie, w którym ostatnio dzieję się masa rzeczy. 
Jeśli wrócę to na pewno Was poinformuję. Dziękuję jeszcze raz! 

Patrycja :* 





piątek, 20 września 2013

Rozdział 12




-To co powiedziałaś było prawdą?-zapytał kiedy kolejnego dnia odwiedziła go w szpitalu. Słysząc te słowa wypowiedziane jego ustami nogi się pod nią ugięły.
-Robert.-wychrypiała, a z oczu popłynęły jej łzy. Płakała i nie miała zamiaru tego ukrywać. Płakała bo była szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Słysząc jego głos, widząc poruszające się dłonie w jej egoistycznym sercu pojawiła się radość, radość z posiadania miłości do niego.-Tak to prawda. Kocham Cię.-wypowiedziała siadając na skraju szpitalnego łóżka.-Bardzo Cię kocham.-na twarzach obojga pojawił się uśmiech.
-Ja Ciebie też kocham Aniu.-oparł się na łokciach i złożył na jej ustach subtelny pocałunek.
-No proszę, proszę.-do sali wszedł mężczyzna średniego wzrostu, którego Stachurska kojarzyła, ale nie znała.-Ja tu przyjeżdżam tyle kilometrów, bo mówią mi, że umierasz, a Ty wymieniasz czułości z...-tu jego głos się zawiesił.
-Z Anią, moją dziewczyną.-dopowiedział pewnie Lewandowski, a na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Po rytualnym zapoznaniu Sławek Peszko-jak później się okazało posiedział z nimi około dwóch godzin i musiał wracać do nowego klubu.


Po trzech dniach pobytu w niemieckim szpitalu Robert otrzymał wypis i powrócił do swojego mieszkania w towarzystwie Anny. Zgodziła się na "wspólne mieszkanie", ale tylko na okres czasu, aż Lewy nie wróci do pełni zdrowia. Wspólne posiłki, czy oglądanie filmów stało się ich rytuałem. Stachurska wzięła dziesięciodniowy urlop, więc cały ten czas spędzili we dwoje izolując się od reszty świata i napawając szczęściem. Jednak błoga sielanka minęła z prędkością światła i w zimny poniedziałkowy poranek para została zbudzona przez znienawidzony dźwięk budzika. Oboje niechętnie wyszli z ciepłego łóżka i po skończeniu porannej toalety oraz śniadania opuścili mieszkania udając się na podziemny parking. Droga na Alianz Arenę była katastrofą. Dlaczego? Odpowiedź mogła być tylko jedna, Anna Stachurska za kierownicą i instruktor Robert Lewandowski na miejscu pasażera. Całą drogę spędzili na sprzeczaniu się o swoje umiejętności do prowadzenia samochodu. Dopiero po ponad godzinie znaleźli siuę na przy stadionowym parkingu. Piłkarzy gdy tylko auto zatrzymało się w miejscy wyskoczył z niego i wyrwał ukochanej kluczyki z dłoni.
-Nigdy więcej.-powiedział głośno wypuszczając powietrze.-Kocham Cię.-cmoknął ją w usta i zniknął za drzwiami prowadzącymi do szatni. Ona natomiast udała się do swojego gabinetu. Czekała tam na nią masa papierkowej roboty, z którą musiała uporać się do końca dnia. Bezradnie rozłożyła ręce i wydała z siebie jęk niezadowolenia po czym rozpoczęła wypisywanie druków.
-Proszę!-krzyknęła słysząc pukanie do drzwi.-Co ty tu robisz?!-krzyknęła nie czekając, aż jej gość się odezwie.
-Potrafisz mi ponownie wybaczyć?-zapytał on, Michał Kubak klękając przed nią.
-Michał. Oszalałeś? Wstań i wyjdź.-powiedziała powstrzymując łzy.
-Dobrze.-odpowiedział, czym ogromnie zdziwił byłą narzeczoną.-Chciałem Cię tylko przeprosić i powiedzieć, że nadal kocham. Żegnaj.-powiedział patrząc prosto w oczy po czym wyszedł pozostawiając dziewczynę w osłupieniu. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zmienił się? To niemożliwe, przecież to Kubiak, ten Kubiak, który jeszcze niedawno pozostawił ją samą. Na wspomnienie o tamtym dniu w jej wnętrzu wybuchł pożar, a ona nie opanowując emocji rzuciła laptopem o ścianę, zaraz po tym kopiąc stopą w biurko. Wybiegając z gabinetu zdążyła uderzyć pięścią w lustro, które rozbiło się na małe kawałeczki raniąc jej dłoń. Usiadła na ławce starając się uspokoić. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nadal go kocha. Nie może usunąć go ze swojego serca, bo najzwyczajniej w świecie nie zapomniała o uczuciu, którym darzyła. Bez zastanowienia podniosła się z miejsca i poszła pieszo do mieszkania.




Ufff....Tydzień grozy-tak mogę podsumować to co działo się przez pięć szkolnych dni. Nidy nie uczyłam się tylko rzeczy naraz, ale chyba jakoś dałam radę. Właśnie oglądam siatkówkę i kibicuję biało-czerwonym. Wpadłam ostatnio w szał na Wronę i nie potrafię powstrzymać się od oglądania filmików tego gościa i czytania jego bloga jeszcze z Bydgoszczy. Uwielbiam go <3 


Pozdrawiam i życzę udanego weekendu oraz tygodnia. Patrycja :*


piątek, 13 września 2013

Rozdział 11



Słowa Mario dały napastnikowi wiele do myślenia. Całą najbliższą noc spędził na analizowaniu jego relacji ze Stachurską. Mimo tylu godzin nad tym spędzonych nie wywnioskował niczego sensownego, niczego wartego zabierania czasu takiej kobiecie jak Anna. Zdał sobie sprawę z tego, że już nigdy nie połączy ich noc spędzona wspólnie, już nigdy jej nie poczuje. Bał się konicznych spotkań w klubie, nieuniknionych rozmów we dwoje. Wszystko w aspekcie zawodowym, ale i tak nie dawało mu poczucia stabilności. Zmiana klubu nie wchodzi w grę, urlop tym bardziej. Pozostaje stawić czoła problemom, a on temu nie podoła. 

Tysiące myśli wirujących w głowie nie pozwoliło mu zmrużyć oka nawet na kilka sekund. Bezczynne gapienie się w sypialniany sufit nie dawało mu oderwać się od problemów. Założył pierwsze lepsze ubranie, zgarnął kluczyki od samochodu i odjechał z piskiem opon. Nie zważając na prędkość i otoczenie bezmyślnie błąkał się po ulicach Monachium. Dopiero teraz poczuł jak bardzo brakuje mu Dortmundu. Nie samego miasta, ale i wspaniałych kolegów z drużyny, których śmiało nazwać mógł przyjaciółmi jak i trenera, który był dla niego niczym ojciec. Chwalił, ale potrafił także porządnie zmobilizować swoją krytyką. Tutaj rozwija się pod okiem Guardioli, ale poza tym nic go nie uszczęśliwia. W samej szatni nie ma tej wspaniałej jaka była w żółto-czarnych. Gdyby był w Dortmundzie na pewno ktoś pomógłby mu w tej sytuacji i siedziałby właśnie u Ani, a nie przemierzał ulice miasta. Zatracając się w swoich myślach nie zauważył sygnalizacji świetlnej i wjechał na skrzyżowanie kierując się wprost na rozpędzonego tira. Jedyne co zapamiętał to huk i nieopisany ból, który przeszył całe jego ciało.

Zniesmaczona podążała pieszo w kierunku Alianz Areny. Nie miała najmniejszej ochoty iść do pracy mimo, iż bardzo ją lubiła. Fakt, iż spotka tam Lewandowskiego przerażał ją. Opóźniała swoje kroki jak tylko mogła, ale w końcu musiała zmierzyć się z ogromnymi drzwiami prowadzącymi do środka stadionu. Z wielką siłą pchnęła je i od razu podążyła do swojego gabinetu. Zdziwiła ją cisza jaka panowała w szatni piłkarzy. Zawsze panował tam hałas, a śmiech większości słychać było do razu po wejściu. Nie weszła jednak do nich, ale po chwili została zaproszona tam przez trenera.
"Robert miał wypadek. Leży w śpiączce, a jego życie jest poważnie zagrożone." Kiedy usłyszała te słowa z ust dyrektora do jej oczu napłynęły łzy. Bezmyślnie wybiegła z budynku i stanęła na środku parkingu wyzywając na samą siebie. Nie minęło kilka sekund, a tuż za nią stał nikt inny jak Mario Gomez. Nie pytając o nic chwycił ją pod rękę i zaprowadził do swojego samochodu odjeżdżając w kierunku szpitala. 

Na salę udał jej się wejść bez zbędnych problemów. Dzięki obecności Gomeza recepcjonista uwierzył jej na słowo, że jest bliską osobą Lewandowskiego. Widząc go bezwładnie leżącego na szpitalnym łóżku i podpiętego do urządzeń masą kabelków po raz kolejny wybuchła płaczem. Przysiadła na krześle stojącym obok i chwyciła jego dłoń mocną ją ściskając. Jej myśli w ciągu kilku sekund krążyły tylko wokół poczucia winy. Może gdyby z nim porozmawiała, wytłumaczyła, powiedziała tą cholerną prawdę wszystko potoczyłoby się inaczej? Może siedzieliby teraz wspólnie się śmiejąc? Może snuli by teraz bezpodstawne teorie na temat ich wspólnej przyszłości? Może wspominaliby to jak się poznali?
-Robercie, kocham Cię. Na prawdę Cię kocham.-wypowiedziała i złożyła na ustach piłkarza lekki, ale czuły pocałunek.


Dzisiejszy rozdział bez dialogów, ale takie było moje zamierzenie co do niego. Strasznie dziwnie czuję się z tym, że dodaję tu coś tylko raz w tygodniu, jednak natłok obowiązków nie pozwala mi na nic częstszego.
Dopiero zaczynałam przygodę z tym opowiadaniem, a już dodaję jedenasty rozdział. Czas strasznie szybko mija, a ja z niczym nie nadążam. Momentami mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez kilka dni, aby porządnie odpocząć. 
Minął dopiero drugi tydzień w liceum, a ja już chyba z pięćset razy usłyszałam słowo "matura". Przeraża mnie ono. Zdecydowanie przeraża. 
Tradycyjnie już dziękuję każdemu kto czyta, komentuje, albo chociaż zagląda nie czytając. :) Komentarzy z rozdziału na rozdział jest coraz mniej, ale sama jestem sobie winna, gdyż rozdziały są coraz bardziej nudne, nic się nie dzieje, a w dodatku ich rozmiar pozostawia WIELE do życzenia. Także jestem ogromnie wdzięczna tym co wytrwali i nadal tu zaglądają, a w dodatku jeszcze czytają. 
Pozdrawiam i życzę powodzenia w nadchodzącym tygodniu oraz miłego weekendu :*






czwartek, 5 września 2013

Rozdział 10

-Coo?-zapytała jąkając się z ogromnego zdziwienia.-Nie mam ochoty na żarty, Robert.-powiedziała widząc jego grobową minę.-Bo to żarty tak? Robert!-krzyknęła dzięki czemu uzyskała odpowiedź od Lewandowskiego.
-Nie, to nie żarty, ale masz rację to bez sensu. Przepraszam.-odparł i wyszedł z mieszkania Stachurskiej pozostawiając za sobą woń swych perfum. Ona natomiast mimo tego, iż już go nie było nadal stała w miejscu i wpatrywała się w punkt, w którym widziała go kilka chwil temu. "Kocham Cię" z jego ust brzmiało inaczej, prawdziwie, ale i niedorzecznie. Oboje ustalili przecież, że łączyć ich będzie tylko seks bez zobowiązań. Minęło kilkanaście minut zanim ruszyła się z miejsca. Położyła się na łóżku, a jej myśli momentalnie skierowały się na uznanie siebie za winną. Zraniła go swoim zachowaniem, wykorzystała, by zaspokoić swoje potrzeby. Podniosła się z łóżka i chwyciwszy wazon stojący na komodzie z ogromną siłą rzuciła nim w lustro, które tak jak ten przedmiot rozprysło się na kilkaset kawałków.
-Pieprzona egoistka!-krzyknęła i wyjęła z szafy ogromną walizkę. Byle jak wrzuciła rzeczy i usiadła na kanapie zastanawiając się co chce zrobić. Miałaby po raz kolejny uciec od problemów? Nie! Tym razem stawi im czoła! Musi ponieść konsekwencję za swoje zachowanie. Uprzątnęła bałagan pozostawiony w sypialni i położyła się spać. Rano powitał ją uśmiechnięty od ucha do ucha Gomez wraz z Lisą.
-Cześć Aniu. Wpadliśmy na śniadanie. Nie wygonisz nas, prawda?-zapytał goszcząc się przy stole Mario.
-Nie skądże. Akuratnie przygotowywałam śniadanie, więc i dla Was starczy.
Po wspólnym posiłku Mario zawiózł córkę do przedszkola, ale zaraz po tym wrócił do mieszkania przyjaciółki.
-Mów!-krzyknął siadając na salonowej kanapie.
-O co Ci chodzi?-zapytała mając nadzieję, że piłkarz nie spostrzegł jej fatalnego samopoczucia.
-O Ciebie i Roberta. Wiem, że coś między Wami było, albo i nadal jest. Pytam tylko dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
-Nie było o czym mówić. Nie kocham go jeśli o to Ci chodzi.-odparła zajmując miejsce obok niego.
-Ale?-zapytał przekręcając jej twarz swoją stronę.-Tylko bez kłamania.
-Sypialiśmy ze sobą jakiś czas.-powiedziała i natychmiast spuściła wzrok w dół.
-Co k*rwa?! Jak to sypialiście?! Anka Ciebie poje*bało?! Ty wiesz...
-Tak, wiem!-również uniosła głos.-Zauważyłam jaki jest Robert. Wiem, że dałam mu niepotrzebne nadzieję, ale nie mogłabym okłamywać i jego i siebie.-widząc pytające spojrzenie przyjaciela opowiedziała mu całą historię ich przygodnych spotkań.
-Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego jak go zraniłaś?-zapytał już nieco spokojniej Gomez.
-A jak myślisz? Jest mi z tym ciężko. No, ale sam przystał na taki układ, nie użył ani jednego słowa sprzeciwu, nie dawał żadnych znaków, że oczekuje ode mnie czegoś więcej. Zrozum to.
-Staram się, ale nie wiem jak można być tak ślepym. Myślisz, że gdyby mu na tobie nie zależało to zachowałby się tak w stosunku do Michała? Nie znam go dobrze, ale widać po nim, że jest strasznie wrażliwy. Jeśli to jak go potraktowałaś wpłynie na jego grę to wiedz, że go zrujnowałaś. Mogłaś z zatrzymać Lewego i z nim porozmawiać, zamiast pozwolić po prostu wyjść. Cześć.-odpowiedział i wyszedł z jej mieszkania trzaskając drzwiami.

Lewandowski od wczorajszego wieczora siedział zamknięty w swoim mieszkaniu i topił smutki w alkoholu. Wiedział, że nie powinien ze względu na zbliżające się treningi i mecz, ale nie umiał postąpić inaczej. Żałował, że powiedział Ani prawdę. Gdyby jej nie znała nadal by się spotykali. Nadal mógłby czuć jej zapach, dotyk i wsłuchiwać się w aksamitny głos. Teraz będzie mógł widywać ją jedynie na Alianz Arenie podczas jakiś zawodowych rozmów. To co zrobił to niewątpliwie najgorsze co mógł.

Musiał w końcu wyjść z zacisza swojej sypialni i udać się na trening. Niestety Pep od razu zauważył to w jakim stanie się znajdował. Wszystko robił powolni, nie potrafił porządnie kopnąć piłki, a stan jego twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Po męczarniach na boisku ku jego zdziwieniu przy wyjściu zatrzymał go Gomez.
-Lewy możemy chwilę pogadać?-zapytał, a napastnik tylko skinął głową.-Chodzi mi o Ciebie i Ankę.-powiedział nie owijając w bawełnę.-Powiedziała mi o wszystkim i...
-Jak o wszystkim?!-krzyknął zdziwiony.
-Wiem co Was łączyło i wiem jak Cię potraktowała przedwczoraj, ale ona na prawdę żałuje.
-Mario skończ. Nic do mnie czuje i tyle. Zakochałem się jak jakiś szczeniak i myślałem, że będziemy razem. Nie wyszło to trudno. Nie ona to inna.
-A wierzysz chociaż w to co mówisz? Bo po tym w jakim stanie dzisiaj tu przyszedłeś można stwierdzić, że w ogóle. Posłuchaj mnie.-położył dłoń na jego ramieniu.-Daj jej szansę to wszystko wytłumaczyć. Ona nie jest niczego pewna, widać, że nie jesteś jej obojętny, ale po tym co przeszła z Michałem nie chce nikomu ufać w taki sposób, nie chce żadnych zobowiązań i rozczarować. Postaraj się zrozumieć i poczekaj, bo dla niej na prawdę warto.-obdarzył do szczerym uśmiechem i odszedł w stronę swojego samochodu.


Witajcie. Rozdział po raz kolejny niezbyt długich rozmiarów, ale pisałam go dzisiaj na religii, a potem nie miałam już czasu, żeby coś dopisać.
Przeżyłam początki w nowej szkole. :) Mam najlepszą klasę na świecie. Już po tych kilku dniach mogę to stwierdzić. Nauczyciele w większości jak dla mnie są zbyt zadufani w sobie, ale moja wychowawczyni wydaje się być w miarę porządku. Już na sam początek zawalili mi popołudnie w sobotę zapisując na jakąś delegację. Z nauką ich nieco pogięło, ale sama sobie to wybrałam, więc nie mogę narzekać. Jutro test z matmy i mam nadzieję, że zdarzy się cud i coś na nim rozwiążę. 
Mam nadzieję, że u Was ze szkoła wszystko dobrze ;) 

Kochani od teraz rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu (najprawdopodobniej będą to weekendy), gdyż już od przyszłego tygodnia rozpoczynam naukę. Muszę przyłożyć się do niemieckiego, bo trafiłam do grupy rozszerzonej, a nie mam o tym języku bladego pojęcia. 

Pozdrawiam, Patrycja :*


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 9



Rozdział ze specjalną dedykacją dla Anonima, który poprosił o jego wcześniejsze dodanie w komentarzu ;)

http://www.youtube.com/watch?v=K8XqfbGJyMc&list=RD02TcNA3H1PVpE

Z trudem podniosła się z łózka i podążyła otworzyć drzwi, do których ktoś dobijał się już od kilku minut.
-Po co tu przychodzisz? Zrobiłam tak jak chciałeś!-krzyknęła zanosząc się płaczem. Siatkarz nie czekając na zaproszenie wszedł do salonu Stachurskiej.
-Po Ciebie Anulko.-odpowiedział szelmowsko się uśmiechając.
-Jesteś chory!-krzyknęła, a ten obdarzył jej policzek mocnym uderzeniem.
-Zamknij się szmato!-warknął i szarpnął ją za włosy rzucając na kanapę.-Teraz już nikt Ci nie pomoże.-powiedział i związał jej dłonie sznurkiem.
-Pomocy!-krzyknęła jak najgłośniej mogła, a on po raz kolejny tego wieczora uderzył ją w twarz rozcinając jej wargę.
-Jeszcze raz się odezwiesz, a własna matka Cię nie pozna!-krzyknął zdzierając z niej bluzkę. Stachurska szarpała się jak tylko mogła, ale mimo tego, że to ona trenowała karate Kubiak miał więcej sił.

Nie zastanawiając się nad niczym wszedł do kamienicy. Przystanął na chwilę, ogarnął go strach przed odrzuceniem. A co jeśli całkowicie zerwie z nim kontakty? Może lepiej, żeby wszystko zostało tak jak do tej pory?
-Raz się żyję.-powiedział sam do siebie i stanął pod drzwiami jej mieszkania. Zapukał, ale Ania najwidoczniej nie miała zamiaru mu otwierać. Pociągnął za klamkę i o dziwo drzwi nie były zakluczone.
To co zobaczył wzbudziło w nim ogromną agresję. Michał dobierał się do Ania, a ta próbowała się mu wyrwać. Podbiegł do nich i odciągnął siatkarza od przyjaciółki. Uderzył do z pięści w twarz kilka razy, a gdy ten upadł na podłogę zaczął go kopać z całych sił. W końcu przestał i szarpiąc co za koszulę wyrzucił z mieszkania.
-Ania.-powiedział siadając obok Stachurskiej. Dziewczyna cała się trzęsła i miała związane dłonie.Jak najszybciej umiał rozwiązał supeł i przytulił ją do siebie. Siedzieli tak prawie całą noc, żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Dopiero przed szóstą rano Robert udał się do kuchni zrobić Ani śniadanie.
-Przepraszam.-usłyszał jej głos, a jego ciało od razu przeszedł dreszcz.
-To nie Twoja wina.-odpowiedział odwracając się w jej kierunku.
-Dziękuję, że po raz kolejny mi pomogłeś. Nie sądziłam, że on na prawdę tu przyjdzie. Poza tym nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Nie wiem co się stało, on jest chory! Gdybyś tu nie przyszedł to by mnie zgwałcił.-zaniosła się szlochem i wtuliła w tors piłkarza.
-Już dobrze. Obiecuję, że nigdy więcej się do Ciebie nie zbliży.-powiedział i zaczął gładzić jej włosy.

-A właściwie to z jakiego powodu tu wczoraj przyszedłeś?-zapytała gdy oboje siedzieli w salonie oglądając jakiś film.-Robert?!-pomachała mu dłonią przed oczyma.-Słuchasz mnie?
-Tak, słucham.-odparł
-To możesz mi odpowiedzieć?-zapytała lekko się uśmiechając.
-Ja wiem, że ta cała nasza relacja jest strasznie skomplikowana, ale zrozum. Wtedy kiedy tylko zobaczyłem Cię w tym markecie zaintrygowałaś mnie, a jak spotkałem Cię na stadionie to myślałem, że to jakiś sen. Potem to wszystko się tak potoczyło, a ja przystałem na ten układ, bo nie chciałem stracić z Tobą kontaktu.-powiedział to wszystko na jednym wdechu, a Ania siedziała zdezorientowana wpatrując się w niego.
-Robert?-zapytała-Czy...?
-Kocham Cię.-powiedział zatapiając się jej oczach.


Dzisiaj rozdział nieco, krótszy, ale miał on być dodany dopiero w środę i nie dokończyłam całości. 
Jeśli przeżyję jutro to w ciągu kilku dni pojawi się dalszy ciąg. Chyba nigdy, aż tak się nie stresowałam. Już od wczoraj z nerwów boli mnie brzuch. ;/ 
Dziękuję za komentarz  i życzę powodzenia w nowym roku szkolnym :*


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8

-No bo jesteś najlepsza na świecie Anka!-krzyknął i przytulił przyjaciółkę.
-Gomez o czym ty gadasz?-zapytała śmiejąc się i odrywając od siebie piłkarza.
-Jak to o czym? Zaniosłem Carinie kwiatki, szczerze z nią porozmawiałem i jesteśmy razem!-krzyknął, a na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-W takim razie gratuluję i liczę na to, że zapoznasz mnie z przyszłą panią Gomez.-posłała piłkarzowi szczery uśmiech i przytuliła go.
-Jeszcze nie panią Gomez, ale mówię Ci. To tak jedyna!-ponownie donośnie krzyknął.-Ale przepraszam Cię. Muszę już zmykać. Lisa czeka, a Ty z tego co wiem masz masę roboty. Przyjadę po Ciebie rano.-dał Ani buziaka w policzek i wyszedł z jej mieszkania.
-Do jutra-powiedziała już sama i zabrała się za pracę. Na jutro musiała mieć opracowane diety dla każdego z piłkarzy. Skończyła o czwartej nad ranem i stwierdziła, że nie ma sensu się już kłaść spać. Przebrała się w sportowy strój i poszła do parku pobiegać. Do domu wróciła po godzinie, wykąpała się, zjadła śniadanie, przebrała i przygotowała wszystko do pracy. Mając jeszcze dużo wolnego czasu sprawdziła pocztę.


Jeśli myślisz, że odpuściłem to się mylisz. Zapamiętaj, że jesteś MOJĄ własnością. Nikt inny nie ma prawa Cię dotykać. Radzę Ci przestać piep*zyć się z tym marnym polskim piłkarzyną, bo możesz go więcej nie zobaczyć. Przyjdę do Ciebie wieczorem Anulko. 


Twój kochany.


Na widok tej wiadomości jej serce zaczęło szybciej bić. Wiedziała kto jest autorem tego e-maila. Nikt inny jak Michał Kubiak. Tylko on mówił do niej Anulko, chcąc się z nią podroczyć. Nie zastanawiając się długo chwyciła telefon, klucze, portfel i kurtkę po czym wybiegła z mieszkania. Wsiadła w pierwszą lepsza taksówkę i pojechała do Roberta. Pukała i dzwoniła dzwonkiem na przemian przez dobre 5 minut, które dla niej trwały wieczność.
-Ania, co Ty tu robisz?-zapytał stając przed nią.
-Musimy porozmawiać.-odparła i nie czekając na zaproszenie weszła do środka.-Zamknij drzwi na klucz!-krzyknęła siadając w salonie piłkarza. 
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał siadając obok niej.
-Wiem, ale musiałam tu przyjść, bo się boję.-powiedziała drżącym głosem.
-Boisz się?-mina Lewandowskiego od razu spoważniała.-Stało się coś?
-Sprawdzałam dzisiaj pocztę i dostałam wiadomość od Michała.-w tym momencie rozpłakała się.-Zagroził, że jeśli nie przestanę się z Tobą spotykać to więcej Cię nie zobaczę. No i napisał też, że przyjdzie do mnie dzisiaj wieczorem.-nie musiała długo czekać na to, aby Robert ją przytulił. Po kilku sekundach była już otulona jego silnymi ramionami.
-Ania, posłuchaj mnie. On nic Ci nie zrobi. Obiecuję Ci to.-odparł, a Stachurska zaniosła się jeszcze większym płacze.-Nie płacz proszę Cię.
-Robert Ty do cholery nic nie rozumiesz!-krzyknęła wstając.-Boję się, że Tobie się coś stanie! Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, gdyby przez mnie...
-Aniu skończ. Co on może mi zrobić? Nic.-odpowiedział spokojnie.
-A co jeśli jednak coś zrobi? Ja zawsze myślałam, że on jet normalny, ale zachowuje się teraz jak jakiś psychol! Nie wiem co mam już o tym myśleć.
-A może po prostu nie myśl? Nie warto, żebyś się przez niego denerwowała.-powiedział po czym wpił się w jej usta.
-Robert, ale obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał.-powiedziała odrywając się od niego.
-Obiecuję.-ponownie ją przytulił.-Poczesz na mnie chwilkę? Ogarnę się trochę i pojedziemy do Ciebie, a potem do pracy, dobrze?
-Jasne.-odpowiedziała wysilając się na uśmiech. Wyjęła z kieszeni swój telefon i wybrała numer Gomeza.
-Cześć. Ja dzisiaj pójdę do pracy sama, nie przyjeżdżaj po mnie.
-No okej, jak chcesz, ale będziemy musieli pogadać.
-Jasne. Pa.
Zaraz po tym jak zakończyła rozmowę z przyjacielem do salonu wszedł gotowy już Lewandowski.
-Chodź, jedziemy.-powiedział i oboje udali się do jego samochodu.
Poranne kroki dały o sobie znać i w mieszkaniu Ani byli dopiero po godzinie. 
-Masz tu kilka kanapek i zjedz, bo przeze mnie nie zjadłeś  nawet śniadania.-powiedziała podstawiając Robertowi pod nos talerz.-Nie patrz tak na mnie tylko jedz. Ja idę się przebrać i wziąć dokumenty.
Po dwudziestu minutach byli na parkinu pod Alianz Areną. W momencie, w którym wysiadali z samochodu pojawił się obok nich Gomez.
-O Ania, Robert jak miło Was widzieć.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-Mario? A dlaczego Ty nie jesteś jeszcze w szatni?-zapytała zdezorientowana Stachurska.
-Czekałem na Was.-odparł.
-Na nas?-tym razem głos zabrał Lewandowski. 
-No na Was. Nie wiem co jest między Wami, nie wiem też dlaczego Ania nic mi o tym nie powiedziała, ale uważajcie na przyszłość na paparazzi.
-Co?!-krzyknęła Ania.
-No jesteście na okładkach co najmniej kilku brukowców.-odpowiedział i wręczył im po jednej gazecie.-A teraz przepraszam nieco się spieszę. Ty Lewy też się streszczaj.
-To chyba jakieś żarty?! K*rwa ukryta kamera, tak?!-Stachurska rozrywała gazetę, na której widniało jej zdjęcie z Robertem.-Widzisz to?! Anna Stachurska i Robert Lewandowski. Wielka miłość w Monachium.-zaczęła czytać.-Para od kilku dni widywana jest razem. Wiele razy przyłapaliśmy ich opuszczających swoje mieszkania w godzinach porannych. Dlaczego ukrywają swój związek?-po przeczytaniu tych zdań zaczęła ponownie tego dnia płakać.
-Ania, przecież to tylko jakieś głupie zdjęcia i historyki tych hien.-chciał ją przytulić, ale ona go odepchnęła.
-To wszystko Twoja wina!-krzyknęła.-Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!-wbiegła do swojego gabinetu trzaskając drzwiami. Otarła łzy z twarzy i poszła oddać trenerowi diety dla piłkarzy prosząc przy tym o dzień wolny, ponieważ źle się czuję. Po powrocie do domu rzuciła się na łóżko i zaniosła płaczem.


Robert zaraz po tym jak wszedł do szatni napotkał pytające spojrzenia kolegów. Dobrze znał się tylko z Gotze, reszta była dla niego nadal obca. Chwilę po zakończeniu treningu został w szatni sam z Gomezem. Doskonale wiedział, że piłkarz mu nie odpuście, więc chcąc uniknąć świadków czekał, aż wszyscy wyjdą.
-Może jakoś mi to wyjaśnisz?!-zapytał, a raczej krzyknął do niego Mario.
-Nie ma czego wyjaśniać. Nie jesteśmy razem, ani też nie byliśmy.-odpowiedział starając się zachować spokój.
-A te zdjęcia?!-Gomez ponownie krzyknął wyjmując z torby kolejną gazetę.
-Takie same można zrobić również Tobie i Ani. Przepraszam, ale nieco mi się spieszy, cześć.-zakończył rozmowę i pojechał do mieszkania Ani. Musiał jej wszystko wyjaśnić. Nie czuł się winny. Nie robił nic wbrew jej woli, ale czuł potrzebę powiedzenia jej o wszystkim, co w sobie dusi.




Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najcudowniejsi na świecie. 
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, bo nie potrafię jak na razie napisać nic sensownego. To co macie powyżej pisałam wczoraj i jako tako jeszcze wygląda. 
Mam fatalny nastrój i chyba nigdy w życiu nie czułam się tak jak dzisiaj. Nie sądziłam, że najlepszy przyjaciel kiedykolwiek może mnie tak strasznie źle potraktować. Przepraszam, że tutaj to pisze, ale gdzieś muszę. 
Buziaki, Patrycja :*





środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 7


-Drzesz się jakbyś ducha zobaczyła! Wpuścisz nas?-zapytał wysoki brunet chcąc wejść do mieszkania Stachurskiej, jednak ta uniemożliwiła mu to.
-Bartman chyba Cie pogięło! Po co tu przyleźliście?!-krzyknęła zdenerwowana do granic możliwości.
-Ania spokojnie. Michał nie chciał tak sie zachować, bo...
-Krzysiek! Czy Ty słyszysz sam siebie?! Nie chciał!? Zostawił mnie tam jak nie powiem już kogo. Nie mam ochoty rozmawiać z Wami, ani z nim. Według mnie wszystko już jest jasne.
-Ale Wy przecież..-wtrącił się Zibi patrząc na koleżankę wzrokiem małego dziecka.
-Nie ma nas Zbyszek. Jestem ja i jest Kubiak. Nic nas już nie łączy.
-Ania!-usłyszeli męski głos, który przerwał im w rozmowie.
-Jak słyszycie nie jestem sama. Cześć.-warknęła i zatrzasnęła siatkarzom drzwi przed nosem.
Oparła się o drzwi i głośno wypuściła powietrze.
-Przepraszam.-powiedziała patrząc na Lewandowskiego stojącego naprzeciw niej.
-Przestań. Znajomi Michała, tak?-zapytał chociaż znał odpowiedź. Doskonale wiedział kim była dwójka mężczyzn.
-Tak.-westchnęła i wtuliła się w ramiona Roberta. Po chwili jednak opanowała emocje.-Zjesz ze mną wczesne śniadanie?-zapytała z uśmiechem zerkając na zegarek, na którym widniała godzina 6.30.
-Jeśli Ty zrobisz to oczywiście.-pokazał rząd swoich białych zębów i znikł za drzwiami łazienki.

Po wspólnym śniadaniu Lewandowski wrócił do siebie, a Ania zajęła się sprzątaniem mieszkania. Po dziesiątej odwiedził ją Mario w towarzystwie małej blondyneczki, która okazała się być jego córką. Kiedy dziewczynka usnęła Ania postanowiła rozmówić się z Gomezem.
-Mario padalcu dlaczego Ty mi nie powiedziałeś, co?-zapytała nieco żartobliwie nie chcąc żadnej kłótni.
-Bo nie wiedziałem jak być zareagowała, a poza tym o Lisie widzą tylko nieliczni. Możesz mnie teraz zwyzywać, pobić i wywalić na zbity pysk, ale nie byłem pewien, czy mogę Ci ufać. Teraz już jestem o tym przekonany. Wiem, że to egoistyczne, ale...
-Ale chciałeś ją chronić.-przerwała mu Stachurska.-Rozumiem i nie mam do Ciebie żalu. Przecież nie miałeś pewności tego, że nie pójdę i nie sprzedam tych informacji prasie. Ale masz szczęście, że mi teraz powiedziałeś, bo jakbym się dowiedziała przypadkowo to nie miałbyś już sprawnych tych nóżek.-zaśmiała się, a Mario jej zawtórował.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło.-odpowiedział z uśmiechem.-Matka Lis w ogóle się nią nie interesuje. Zmusiłem ją do tego, żeby nie usuwała ciąży. Nie wiem jak tak mogła. Poznałem Silvie jeszcze w dzieciństwie byliśmy razem dziewięć lat.
-To faktycznie długo. Ale wiem, że nie przyszedłeś tu bez powodu i bez powodu też mi o tym nie opowiadasz. Jak ma na imię?-zapytała z uśmiechem.
-Ale kto?-zapytał zdezorientowany piłkarz.
-Mario...Na kilometr widać, że chodzi o jakąś kobietę. A więc słucham.-powiedziała i wygodnie rozsiadła się na kanapie.
-Znamy się już jakiś czas, nawet się zaprzyjaźniliśmy. Ale ja czuję do niej coś więcej, tylko nie wiem jak to jest z jej strony. A poza tym akceptuje Lise, a to mnie strasznie cieszy.-mówił z ogromnym uśmiechem na ustach.
-To na co czekasz? Jedź po jakieś kwiatki i pędem do niej, bo jeszcze ktoś Ci ją sprzątnie sprzed nosa i będzie płacz.-mówiła bardzo poważnie, niczym sędzia przy ogłaszaniu wyroku.-Ja zajmę się małą, bo dzisiaj i tak nie pracujemy. Nie bój się nic się jej nie stanie.-dodała widząc zaniepokojoną minę przyjaciela.
-Wiesz co? Jesteś wspaniała!-krzyknął i całując Stachurską w policzek wybiegł z jej mieszkania.

Dziewczyna nakarmiła córeczkę Gomeza i po tym jak sama zjadła obiad wybrała się z nią na spacer. Założyła jej ciepłe ubranka i włożyła do wózka. Idąc przez park Lisa wesoło gaworzyła co udzieliło się nastrojowi Stachurskiej i na jej twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech.
-Ania?-usłyszała za sobą znajomy męski głos.
-O Robert, cześć.-przytuliła go delikatnie.-Co tu robisz? Nie odpoczywasz?-zapytała.
-Wyszedłem się trochę przespacerować.A Ty? To znaczy Wy?-wskazał dłonią na wózek z małą dziewczyną.
-Spacerujemy.-odpowiedziała nadal się uśmiechając.-To Lisa, córeczka mojego przyjaciela.
-Przyjaciela?-zapytał podejrzliwie Lewandowski.
-Tak Robercie, przyjaciela. Jesteś zazdrosny?-zapytała wybuchając śmiechem.
-Oszalałaś?-zapytał mniej entuzjastycznie niż Anna.-Przecież masz prawo się z kimś spotykać, nie mamy przecież żadnych zobowiązań.
-Ale z nikim się nie spotykam.-odpowiedziała mierząc piłkarza z góry na dół, a ten posłał jej swój uśmiech.
-Muszę już iść. Wpadniesz do mnie wieczorem?-zapytał na co Stachurska twierdząco skinęła głową i podążyła w kierunku swojej kamienicy.
-Dzień dobry. Ania?-zapytała ją starsza kobieta stojąca pod drzwiami jej mieszkania.
-Tak, w czym mogę pomóc?-zapytała
-Jestem mamą Mario, przyszłam po Lisę, on mówił, że nie ma czasu.
-Przepraszam, ale ja pani nie znam. Muszę zadzwonić do Mario i się upewnić.
-Oczywiście.-odpowiedziała z uśmiechem kobieta. Po telefonie do przyjaciela pożegnała się z dziewczynką i jej babcią i weszła do mieszkania. Przebrała się w inne ciuchy i pojechała do Lewandowskiego.
-Witaj.-przywitał ją namiętnym pocałunkiem i zaprosił do środka.
-Zrobiłeś kolację. Sam?-zapytała siadając przy stole.
-Tak, ale nie jestem pewien, czy przeżyjesz.-zaśmiał się nalewając wino.
Po skonsumowaniu kolacji Robert zaczął zachłannie całować Stachurska. Podniósł ją i posadził na blacie w kuchni. Zsunął jej ramiączka od sukienki i zaczął obdarzać pocałunkami jej szyję. Ania nie pozostając mu niczego dłużna odwdzięczała mu się tym samym. Po chwili Robert był już w samych bokserkach, a Anna bieliźnie. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie spędzili czas podobnie jak wczorajszego wieczora.

-Robert-wymruczała mu do ucha Ania-Muszę iść.
-Nie zostaniesz dłużej?-zapytał, a jego głosie dało się wyczuć to lekkie zdziwienie.
-Jutro muszę być w pracy o siódmej, a nie skończyłam Waszych diet. Przepraszam.-powiedziała zakładając ubranie.
-Nie masz za co. Widzimy się jutro?-zapytał, a na twarzy Ani od razu pojawił się uśmiech.
-Oczywiście, ale tym razem to ja zapraszam na kolację.-posłała mu buziaka w powietrzu i wyszła z jego mieszkania.
Postanowiła zrobić sobie spacer i połowę drogi pokonała pieszo, potem wsiadła do miejskiego autobusu, którym dojechała prawie pod samą kamienicę.
Wchodziła po schodach poszukując w torebce kluczy. Kiedy podniosła głowę ujrzała Gomeza siedzącego na schodach z kwiatami w dłoniach.
-Mario, co Ty tu robisz? Jest już późno.-zapytała otwierając drzwi.-Wchodź.-zaprosiła go do środka i zdjęła z nóg niewygodne szpilki.-A więc co Cię sprowadza tu o tej porze?-zapytała
-Ty.-odparł.-Te kwiatki to dla Ciebie.
-Ja? Z jakiej okazji?-zapytała uśmiechając się dziwnie.
-No bo...

Kochani dziękuję za tak ogromną liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najcudowniejsi!
Chciałam też coś wyjaśnić. To, że napisałam, iż dodam rozdział gdy pojawi się co najmniej piętnaście komentarzy nie znaczy, że dodam go od razu po tym 15-stym komentarzu. Te piętnaście to taki warunek do kolejnego odcinka. ;) Także czekam na kolejne piętnaście albo i jeszcze więcej.

A tu przedstawiam Wam kolejną bohaterkę opowiadania Lise Gomez:

Dzisiaj Robert obchodzi dwudzieste piąte urodziny! Jest z nami ćwierć wieku, a dał nam ogromną liczbę powodów do dumy i radości. Dziękujemy! <3 


Pozdrawiam, Patrycja :*

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 6


Obudzona przez chłody wiatr dobiegający z otwartego okna podniosła się z łóżka i założyła na siebie koszulkę Roberta. Na samą myśl o wczorajszej nocy szeroko się uśmiechnęła i zamykając wielkie okno udała się do kuchni. Zaparzyła kawę i przygotowała kilka kanapek, po czym usiadła na kanapie w salonie. Czekała, aż Lewandowski w końcu wstanie, miała zamiar z nim porozmawiać o tym co się wydarzyło, przecież nie miała zamiaru pakować się w jakiś związek. Jeszcze niedawno miała zostać panią Kubiak i wieść szczęśliwe życie z jednym z najlepszych polskich siatkarzy. Po raz kolejny zastanawiała się nad tym jak to wszystko się dzieje. Czy życie jest tylko przypadkiem, czy może wszystko jest z góry zaplanowane?
-Boże! Długo tu stoisz?-zapytała podnosząc się z miejsca zaraz po tym gdy zobaczyła Roberta opierającego się o blat kuchenny.
-Wystarczająco długo, aby usłyszeć wszystko co mówiłaś. Tak na przyszłość nie myśl już głośno.-posłał jej szeroki uśmiech i usiadł na jednym z krzeseł.-Zdziwiło mnie to, że nie uciekłaś, ale w sumie to dobrze. Musimy to sobie wyjaśnić, bo..
-Bo to było głupie-dokończyła za niego, po czym dodała-Ale nie mogę powiedzieć, że nie było przyjemnie, bo..
-Bo był i to bardzo.-teraz to on jej przerwał i po raz kolejny tego poranka szeroko się uśmiechnął.
-Skoro słyszałeś moje głośne przemyślenia to wiesz co o tym sądzę. Nie mam zamiaru pakować się w nic przyszłościowego, to bez sensu.-powiedziała i zmarszczyła czoło intensywnie o czymś myśląc.
-Później i tak wszystko się zawali, a jedyne co pozostanie to cierpienie i obwiniane samego siebie. Nie warto.-powiedział Lewandowski i zabrał się za jedzenie przygotowanego przez Stachurską śniadania.
-Będę już szła. Pamiętaj, że o piętnastej wszyscy spotykamy się z Guardiolą.
-Tak wiem. Do zobaczenia?-zapytał patrząc Ani w oczy i znacząco się uśmiechając.
-Do zobaczenia, Robert.-odparła i po namiętnym pocałunku z piłkarzem wyszła z jego mieszkania. Wybrała numer do znajomego jej już taksówkarza i po trzydziestu minutach stała już podparta o drzwi swojego mieszkania.

Co ja właściwie robię?-to pytanie zadawała sobie przez kilka godzin siedząc na podłodze w sypialni. Takie zachowanie nie było w jej stylu. Miała swoje zasady, szanowała się, a teraz? Teraz według samej siebie zachowała się jak dz*wka. Poszła do łóżka z mężczyzną, który strasznie ją pociągał, ale poza tym nie czuła do niego nic. Nawet się w nim nie zauroczyła. Przez moment trzymała w dłoni telefon z zamiarem zatelefonowania do piłkarza i oznajmienia mu, że więcej w takim celu się nie spotkają, ale nie miała odwagi. Pragnęła po raz kolejny móc dotknąć jego ciała, poczuć jego dotyk i smak ust. Jej myśli nie zaprzątało nic innego. Jedynym czego pragnęła był on-Robert Lewandowski.

-Ziemia do Anki!-krzyknął jej ktoś ukazując rząd białych zębów przed twarzą.
-Mario! Idioto! Chcesz, żebym dostała zawału?!-krzyknęła widząc go obok siebie.-Jak tu wlazłeś?-zapytała podnosząc się z podłogi.
-A to Cię zdziwię, bo wszedłem drzwiami.-zaśmiał się, ale widząc jej lodowate spojrzenie uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy.-Dzwoniłem, ale nie odbierałaś, więc postanowiłem przyjechać. Pukałem i nie otwierałaś, a jak chwyciłem za klamkę drzwi były otwarte i oto jestem. Powinnaś się chyba zbierać, bo jest już 14.30, a o 15 jedziemy na spotkanie z trenerem.
-Już się ubieram. Zaczekasz na mnie i pojedziemy razem?-zapytała na co Gomez pokiwał jej twierdząco głową i zabrał się za pustoszenie lodówki swojej pani dietetyk.
Po dziesięciu minutach byli w drodze na Alianz Arenę, po przyjeździe mieli jeszcze sporo wolnego czasu, więc Ania udała się razem z Mario do szatni.
-Panowie spokój! Krzyknął piłkarz. Nie wszyscy już poznaliście naszą wspaniałą, piękną, idealną, genialną..
-Skończ.-Stachurska zaszczyciła go swoim niezwykle miłym spojrzenie-Jestem Ania, wasz nowy dietetyk.-powiedziała z uśmiechem i przywitała się z każdym z piłkarzy po kolei, z Robertem wymieniła się całusem w policzek, na co Gomez mało co nie zsunął się na podłogę. Na początek zdziwił sie skąd mogą się znać, ale potem przypomniał sobie, że oboje są przecież z Polski.
Rozmowa z trenerem była nieco nudząca. Nie tylko piłkarze, ale również Ania mało co nie zasnęli.  Pep okropnie przynudzał mówiąc o kolejnych meczach i pouczając swoich podopiecznych. Dopiero po trzech godzinach wypuścił wszystkich zgromadzonych na zewnątrz przypominając o jutrzejszym treningu o siódmej.

Ania po wyjściu z ogromnej sali postanowiła zaczekać na Roberta.
-Jedziesz?-zapytał ją Mario, ale ona zaprzeczyła ruchem głowy i nie zaszczyciła piłkarza nawet spojrzeniem, uznał, że musi z nią porozmawiać, ale dzisiaj to będzie bez sensu, więc sam udał się do domu.
-Czekałaś na mnie?-zapytał napastnik rozbierając Stachurską wzrokiem.
-A jak myślisz?-odpowiedziała pytanie na pytanie i już była w drodze do samochodu Lewandowskiego.-Jedźmy do mnie. Jest bliżej.-powiedziała siadając na miejscu pasażera, na co Robert bez chwili zawahania się zgodził.
Już na klatce schodowej przywarli do siebie niczym małżeństwo nie widzące się od kilkunastu dni. Robert biorąc Anię na ręce podążył schodami na jej piętro. Po uporaniu się z zamkiem od razu zdarł z niej kurtkę, na co ta nie pozostała mu dłużna. Wymieniali się pocałunkami spragnieni siebie nawzajem. W błyskawicznym tempie zawitali do sypialni Stachurskiej. Nie trzeba było czekać długo na pozbycie się reszty garderoby. Ich nagie ciała po raz kolejny połączyły się w jedność. Tej nocy jeszcze kilka razy zbliżyli się do siebie. Dopiero nad ranem wyczerpani zasnęli w swoich objęciach.

Dzwonek, pukanie, dzwonek, pukanie. Tak na przemian. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś dobija się do drzwi.
-Chwilka, już idę.-krzyknęła i ubrała na siebie szlafrok.-Robert wstawaj.-powiedziała na co piłkarz zerwał się jak oparzony.-Ubierz się, idę otworzyć.-powiedziała z lekkim uśmiechem i zniknęła za drzwiami.
-Co Wy tu robicie?!-krzyknęła w swoim ojczystym języku widząc osoby stojące za drzwiami jej mieszkania.


Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. ;) 
Każde Wasze słowa dodają mi ogromnej motywacji i od razu chce mi się pisać jak je widzę. 
Za czternaście dni będę już w nowej szkole i szczerze nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nigdy nie czułam się tak jak teraz myśląc o rozpoczęciu roku szkolnego. Chyba na prawdę się boję. 

Zapraszam Was też serdecznie na "Oblicze miłości", które tworzę wspólnie z Kasią. 
Proszę Was również o odpowiedź w ankiecie, którą znajdziecie w prawym górny rogu. 
To dla mnie bardzo ważne, ponieważ zrodziło się w mojej głowie kilka pomysłów.
Dziękuję bardzo Monice, która wykonała dla mnie ten wspaniały szablon, który możecie tutaj oglądać. Jesteś wspaniała <3

Jeśli pojawi się 15 komentarzy dodam nowy rozdział. 
Pozdrawiam, Patrycja ;*


sobota, 17 sierpnia 2013

Odbiegamy od tematu.


Moi drodzy czytelnicy przepraszam Was, że nie zamieszczam teraz w tym miejscu nowego rozdziału i zajmuję Wam czas moimi przemyśleniami, ale to co ostatnio się dzieje jak dla mnie jest po prostu chore.
Chodzi mi w głównej mierze o Roberta Lewandowskiego i krytykę w jego kierunku w ostatnim czasie.
Po pierwsze trzeba zapamiętać, że reprezentacja i klub to zupełnie dwa inne światy. Fakt to co Lewy osiąga w reprezentacji w ostatnim czasie nie jest zadowalające, ale to nie powód, żeby kibice zachowywali się tak jak to robią teraz. Gwizdy, obelgi i tym podobne. Kiedy Robert na Euro zdobył gola był wspaniały, wychuchany i nikt nie mógł powiedzieć złego słowa na jego temat, bo prawie wszyscy polscy kibice rzucali się na niego "ze szponami". KIBICEM SIĘ JEST A NIE BYWA. Tak samo jak dotyczy to ulubionego klubu to również i zawodnika. Nie twierdzę, że trzeba chwalić Roberta pod niebiosa, bo po prostu na to nie zasługuje, ale szacunek należy się każdemu. Trochę kultury i opanowania na prawdę jest przydatne.
Wchodzę na jakikolwiek portal plotkarski, czy stronę na fb i wszędzie Lewy uważany jest za zło tego świata. To jest przesadyzm.

Zalogowałam się kilka minut temu na fb i weszłam na jedne z fanpage, który obserwuję. Na powiatnie informacja o niesłusznej podwyżce Roberta. Pod postem kilkanaście komentarzy typu: "za co?", "za stanie na murawie?", "powinni mu jeszcze obniżyć". No, ale ludzie. To podwyżka w klubie, a nie reprezentacji.
Ja uważam, że zasłużył. Zarabiał w Borussi za mało jak na swoją wartość. Piłkarze mniej doświadczeni i warci sporo mniej od Lewego mięli większe pensje, więc to chyba oczywiste, że domagał się o swoje.
Jestem w stanie stwierdzić, że większość krytykującego go społeczeństwa zrobiłaby dokładnie tak samo.

Skoro jednego dnia ktoś uwielbia Roberta, a drugiego uważa go za dno to przepraszam za wyrażenie, ale ten człowiek to zwyczajny idiota. Jak można swojego idola(bo chyba tak mogę to nazwać) tak traktować?
Jeśli jest dla Ciebie wzorem to powinieneś go szanować także podczas upadków, a nie tylko w czasie wyższości.

Jeszcze raz przepraszam, że tu o tym pisze, ale nie potrafię zrozumieć zaistniałej sytuacji. 
Co Wy sądzicie o tym zamieszaniu? 

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 5

-Ja odwiedzam przyjaciół, ale Ciebie się tutaj nie spodziewałem?-powiedział mężczyzna nadal stojąc obok Stachurskiej.
-Gdybym wiedziała, że tu będziesz to uwierz, że nie byłoby mnie tutaj, a teraz żegnaj.-wstała z miejsca i ruszyła przed siebie, ale on złapał ją za nadgarstki.
-Porozmawiajmy.-powiedział prawie szeptem.
-My mamy jakiś wspólny temat?-zapytała nie oczekując od niego odpowiedzi.-Nie! Więc wypierdalaj i więcej nie pokazuj mi się na oczy!-krzyknęła i zaczęła wyrywać się z jego uścisku.-Puść mnie!
-Jeśli ze mną nie porozmawiasz to możesz o tym pomarzyć!-teraz i on podniósł głos.
-Odwal się kretynie! Nie będziemy o niczym rozmawiać, nie mamy nawet o czym!
-Będziemy rozmawiać o nas!-krzyknął i wpił się w je usta. Ania z ogromnym trudem odepchnęła go od siebie, a on potraktował ją za to uderzeniem w twarz i zaczął szarpać.
-Zostaw mnie! Puść!-krzyczała już płacząc.
-Nie rozumiesz co mówi?!-krzyknął brunet odrywając go od Stachurskiej.-Jeszcze raz ją dotkniesz to nie będziesz chodził po ziemi. Wyp*erdalaj!-krzyknął i dosłownie rzucił nim o podłogę, a ten szybko podniósł się i wybiegł na zewnątrz.
-W porządku?-podszedł do niej i pomógł wstać.
-Tak. Dziękuję, Robert.-odparła i nie panując nad sobą przytuliła się do niego.
-Nie płacz już.-mówiła gładząc ją dłonią po plecach.
-Przepraszam.-odsunęła się od niego i usiadła na krześle.-Nie wiem skąd on tu się wziął. Nie poszłam do gabinetu trenera, wywalą mnie z pracy.-powiedziała bezradnie ocierając krew wypływającą z kącika jej ust.
-Nikt Cię nie wywali. Dzisiejszy trening został odwołany, trenerowi coś wypadło, wszyscy są już w domach.-odpowiedział delikatni się do niej uśmiechając.-Ty też raczej powinnaś.
-Skąd to wszystko wiesz? W ogóle dlaczego tu jesteś?-zapytała uświadamiając sobie, że są przecież na Alianz Arenie.
-Mówiłem, że jestem piłkarzem. Chodź odwiozę Cię do domu.-odpowiedział, a ona wstała i razem udali się do jego samochodu.
-Bardzo blisko mieszkasz.-powiedział kiedy dojechali pod kamienicę.
-Dopiero dzisiaj się o tym dowiedziałam. Może wejdziesz na kawę?-zapytała wysilając się na uśmiech.
-Nie chcę nadużywać Twojej gościnności, bo..
-Nie ma żadnego bo. Mam dobre ciasto marchewkowe.-uśmiechnęła się do niego całkowicie szczerze.
-Przekupiłaś mnie.-zaśmiał się i wspólnie poszli na górę.

-Przepraszam, że pytam, ale kim był ten mężczyzna?-zapytał po chwili ciszy panującej pomiędzy nimi.
-Mój były narzeczony.-odpowiedziała z lekkim grymasem na twarzy.-Zostawił mnie w kościele, powiedział, że jednak mnie nie kocha i dlatego przyjechałam do Monachium. Miałam zamiar zacząć nowe życie, życie bez niego, a tu nagle pojawia się nie wiadomo skąd i wmawia mi, że mamy rozmawiać o nas. Komiczne, nie uważasz?-zapytała kończąc swoją kawę.
-Idiota. Jak można zostawić tak wspaniałą kobietę jak Ty?-zadał jej pyanie retoryczne, na co Stachurska obdarzyła go pięknym uśmiechem.-Ale wiesz co? Ja go kojarzę, ale nie wiem skąd. Jego twarz wydaje mi się strasznie znajoma, ale może mi się tylko wydaje.
-Jest siatkarzem może dlatego.
-Może, ale nie rozmawiajmy już o nim. Co powiesz na małą wycieczkę po Monachium?-zapytał
-Ja znam tylko drogę do pracy i kilku sklepów. Ty chyba też.
-Mam w samochodzie przewodnik. No nie daj się prosić.-powiedział głosem małego dziecka na co Ania wybuchnęła głośnym śmiechem i zgodziła się na wspólne zwiedzanie miasta.
Odwiedzili Frauenkirche, Peterskirche i ogród angielski. Potem wybrali się na spacer wzdłuż Izary. Ten dzień oboje spędzili wyjątkowo miło. Mimo tego, że każde z nich nie miało zamiaru poznawać kogoś kto wzbudzi szybsze bicie serca wyłamali się z tej zasady. Po wspólnej kolacji pospiesznie udali się do mieszkania Lewandowskiego. Pretekstem było wspólne obejrzenie filmu, ale już po kilku minutach jego trwania zaczęli się do siebie zbliżać. Jego usta błądziły po jej szyi, a ona nie pozostając mu dłużna odwzajemniała jego gesty. Powoli pozbywali się nawzajem części swojej garderoby. Prawie nadzy udali się do wielkiej i ciemnej sypialni.
Kochali się niespiesznie, jakby czas nie trzymał bicza nad nimi, jakby zegary nie odliczały upływających minut, a sekundy w panice nie próbowały gonić swoich poprzedniczek w równomiernym rytmie ucieczki od teraźniejszości, kochali się tak, jakby teraz miało trwać wiecznie, a przeszłość ani przyszłość nie miała dostępu.* Po kilku godzinach oboje zasnęli. Ona wtulona w jego ramiona, on czujący jej równomierny oddech na swojej klatce piersiowej.

Dzisiaj nieco krótszy rozdział, ale w końcu coś ciekawego się wydarzyło.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, ale na prawdę nie oczekuję od Was samych pozytywów. Jeśli coś Wam się nie podoba to proszę napiszcie o tym. Przyjmę krytykę i postaram się poprawić popełniane błędy.
Nowy rozdział dodam jeśli pod tym będzie co najmniej piętnaście komentarzy.
Pozdrawiam, Patrycja :*

*Katarzyna Grochola "Rzymskie wakacje".

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 4



Zadowolona z tego, że wszystko układa się po jej myśli dosłownie w podskokach po pracy wstąpiła do supermarketu po dwie butelki wina. Stwierdziła, że jakoś musi uczcić swój sukces, a to, że następnego dnia miała wolne pomogło jej w wyborze sposobu świętowania. Mogła iść do jakiegoś klubu, ale wolała posiedzieć sama i napawać się tymi chwilami. Przygotowała swoje ulubione ciasto czekoladowe, otworzyła alkohol i rozsiadła się przed telewizorem poszukując jakiegoś sensownego filmu. Jednak poszukiwania na nic się nie zdały i po kilku minutach telewizor został wyłączony, a Stachurska rozpoczęła prawdziwą ucztę konsumując całą blachę ciasta i opróżniając zakupione butelki wina.
Rano obudziły ją głośne krzyki sąsiadów. Nie było dnia, żeby się nie kłócili. Z ogromnym trudem udało jej się podnieść z kanapy i dojść do łazienki. Dopiero zimny prysznic nieco ją ożywił. Była strasznie głodna, a głowa mało co jej nie eksplodowała. Zakładając na siebie luźny dres poszła na zakupy do pobliskiego marketu. Jak zwykle w jej lodówce nie było nawet butelki wody dlatego męczący spacer do sklepu był koniecznością. Przechodząc pomiędzy półkami szukała działu z jakimiś proszkami. Rzadko kiedy faszerowała się jakimiś lekami, ale dzisiaj był przypadek wyjątkowy.
-Jeśli jeszcze raz sięgnę po to zasrane wino to niech mnie ktoś zabije-westchnęła sama do siebie w swoim ojczystym języku próbując sięgnąć po odpowiednie opakowani.
-Nie trzeba tak od razu popełniać tak drastycznych czynów-zaśmiał się zupełnie obcy jej mężczyzna i podał tabletki.
-Dziękuję.-odparła i już miała odchodzić kiedy przypomniała sobie, że mówiła przecież po polsku, a on w tym języku też jej odpowiedział.-Jesteś Polakiem?-zapytała.-To znaczy pan jest.-poprawiła się w natychmiastowym tempie.
-Jestem. Nie pan, tylko Robert.-wyciągnął dłoń w jej kierunku.
-Ania.-odwzajemniła jego gest i lekko się uśmiechnęła.-Miło mi.
-A więc Aniu od dawna tu jesteś?-zapytał podążając za nią w kierunku kasy.
-Od niedawna. A Ty?
-Od wczoraj. Pracujesz, uczysz się? Przepraszam, że tak pytam, ale...
-Nie ma problemu. Właściwie to fajnie, bo nie znam tu nikogo z Polski. Pracuję od przedwczoraj jako dietetyk. Ty czym się zajmujesz?
-Jestem piłkarzem.
-Następny.-powiedziała cicho, ale wystarczająco głośno, żeby jej rozmówca mógł to usłyszeć.
-Co miało znaczyć słowo "następny"?-zapytał, a Stachurska płacąc za swoje zakupy wzruszyła ramionami i szybko wyszła ze sklepu pozostawiając tam zdezorientowanego piłkarza.

Kolejnego dnia o siódmej była już w swoim gabinecie i czekała na szefa, który dzisiaj miał powierzyć jej pierwsze poważne zadanie. Spóźnił się ponad dwadzieścia minut, ale prezesowi można było.
-Witam panią. Nie mam za dużo czasu, więc przejdę do rzeczy. Zgodziłaby się pani na zmianę otoczenia?
-W sumie to tak.-wahała się, ale widząc minę Lermana wiedziała, że nie może odmówić jeśli nadal chce mieć tą pracę.
-To świetnie. Przeglądając pani CV zauważyłem, że uprawiała pani jakiś tam sport dlatego od razu wiedziałem, że to pani przydzielę to zadanie. Od jutra zmienia pani miejsce swojej pracy na Alianz Arenę.-uśmiechnął się po chwili dodając-Ma pani jakieś pytania?
-Nie, a właściwie to tak. Gdzie jest ta Alianz Arena?-zapytała nie mając pojęcia co to za miejsce.
-Wszystko ma pani napisane na tej kartce. Zresztą każdemu taksówkarzowi wystarczy powiedzieć Alianz Arena i wiadomo gdzie jechać. Do zobaczenia i powodzenia pani Anno.
-Do widzenia.-odpowiedziała i w myślach zwyzywała szefa za nazwanie karate jakimś tam sportem.
Po powrocie do domu miała zamiar poszukać informacji na temat nowego miejsca pracy, ale Mario jej na to nie pozwolił czekając na nią pod kamienicą.
-No w końcu. Panno Stachurska ileż można czekać? Mówiłaś, że kończysz o piętnastej, a jest już siedemnasta.-zapytał udawając nieco obrażonego.
-Panie Gomez nie każdy porusza się tak jak pan tylko samochodem. Ludzie też czasem chodzą pieszo, wiesz?-zaśmiała się i razem weszli do jej mieszkania.
-A tak właściwie to jak w tej pracy? Szef do zniesienia?-zapytał jedząc zrobione przez Anie ciasto marchewkowe.
-Może być. Od jutra i tak jestem przeniesiona w inne miejsce, więc na szczęście nie będę się z nim zby często widywać.
-To super. A jakie nowe miejsce? Już tak szybko awansowałaś?
-Awansowałam?! Dobre. Nawet nie wiem kim będę się zajmować, bo z wypowiedzi prezesa wywnioskowałam, że chodzi o jakiś sportowców.
-Szczęściarze, że będą mieć taką panią dietetyk. Poza tym nie masz się czym stresować w Monachium są sami dobrzy sportowcy.
-Wszyscy za wyjątkiem Ciebie chciałeś raczej powiedzieć.
-Wątpisz w moje umiejętności?-zapytał zrywając się z miejsca.-Chodź pokażę Ci.
-Oszalałeś? Nie mam ochoty patrzeć jak latasz jak opętany za piłką. Oglądamy jakiś film?
-Jak sobie życzysz, ale ja wybieram.
Po obejrzeniu kilku filmów, które miały być straszne, a okazały się śmieszne Mario wrócił do siebie, a Ania od razu poszła spać.

Rano z porządnego snu zerwała się dopiero gdy przekładając poduszkę na drugą stronę zerknęła na zegarek.
-Cholera zaspałam!-krzyknęła sama do siebie zdając sobie sprawę z tego, że za 30 minut zaczyna pracę, a nie wie gdzie to jest. Od razu chwyciła za telefon i próbowała się dodzwonić na taxi, ale bezskutecznie. Przeszukała listę kontaktów i wybrała numer Gomeza:
-Mario. Błagam, zaspałam, przyjedź po mnie. Tak, musisz. Tylko szybko, czekam!-krzyknęła do telefonu i zaczęła sie ubierać. Po piętnastu minutach usłyszała dzwonek do drzwi i biorąc tylko torebkę wybiegła z mieszkania mało co nie zabijając piłkarza.
-Gdzie mam Cię zawieść?-zapytał spokojnie gdy biegli do samochodu.
-Powiem Ci w samochodzie, już szukam adresu.
-No masz?-zapytał widząc, że Ania nie może znaleźć kartki.
-Cholera nie!-krzyknęła-Ale wiem. Masz mnie zawieść na Alianz Arenę.-powiedziała, a piłkarz od razu ruszył.
-No to wygląda na to, że będziemy się częściej spotykać.-powiedział z uśmiechem kiedy wysiadali z samochodu.
-Dlaczego?-zapytała patrząc na niego jak na idiotę.
-To właśnie w tym klubie gram droga koleżanko.-odpowiedział i zniknął za jedynymi z metalowych drzwi.
Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że ma jeszcze 10 minut, więc usiadła na jednym z krzesełek pod odpowiednimi drzwiami, nie sądziła, że jest tu dosłownie pięć minut drogi samochodem.
-Ania?-usłyszała głos jakiegoś mężczyzny i podniosła wzrok w górę.
-Co Ty tu robisz?-zapytała zdziwiona.
-To samo pytanie mógłbym zadać Tobie.

__________________________________________________
Dość dziwne pierwsze spotkanie, ale właśnie takie miało być. 
Zauważyłam po Waszych komentarzach, że oczekujecie ze strony i Roberta
i Ani czegoś w stylu wielkiej miłości, ale nie do końca tak właśnie będzie. 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i szczere opinie, ale z rozdziału na rozdział 
jest ich coraz mniej. W porównaniu z wyświetleniami to jedna na sto osób zostawia
tu po sobie jakiś ślad. Miło by było gdybyście częściej komentowali, bo to na 
prawdę strasznie motywuje do dalszego pisania.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie nie potrzeba żadnych ciepłych krajów, żeby umierać z gorąca. 
Dzisiaj na termometrze 42 stopnie. 




piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 3


Pustka. To jedyne określenie, które w danym momencie mogło opisać jej życie. W jej sercu nie było już żadnych uczuć, a w mieszkaniu niczego. Może zbyt pochopnie podejmowała decyzje. Może będzie żałować ich do końca swojego przepełnionego nieszczęściem życiem. Może tak, a może nie. Stała pod swoją klatką z czterema ogromnymi walizkami i parasolem nad głową. Taksówka przyjechała spóźniona o ponad dziesięć minut przez co Stachurska okropnie zmarzła. Jesienna pogoda dawała o sobie znać i nad Warszawą od kilku dni krążyły ciemne, deszczowe chmury. Jadąc na lotnisko analizowała swoje postępowanie. Zachowała się nie etycznie. To nie było w jej stylu, ale ludzie się zmieniają. Opuszczała Warszawę bez pożegnania z rodziną i przyjaciółmi. Ale co miała zrobić? Gdyby ich powiadomiła o swoich zamiarach zmusiliby ją do pozostania w stoicy, a tego nie chciała. Z rozmyślań wyrwał ją głos kierowcy, który wyjmował z bagażnika jej walizki. Podziękowała mu i z wielkim trudem doszła na odprawę. Po czterdziestu minutach siedziała wygodnie w samolocie do Niemiec. Dlaczego akurat ten kraj? Język niemiecki miała opanowany do perfekcji, a poza tym nie miała tam nikogo znajomego; żadnej rodziny, ani przyjaciół. Tylko ona i nowe życie. Zaraz po wzbiciu się maszyny w powietrze wystukała sms'a na swoim telefonie:

Nie martwcie się. Żyję i mam się świetnie. Postanowiłam zacząć nowe życie. Życie bez Michała, bez Polski, bez wszystkich dotychczasowych wspomnieć. Nie szukajcie mnie, bo jeśli znajdziecie to przysięgam, że urwę z Wami kontakty, a tego chyba nikt nie chce. Będę pisać i dzwonić, żebyście się nie martwili. A gdzie jestem zdradzę Wam dopiero jak wszyscy ochłoniecie.
Kocham i całuję. Ania


Po godzinie lotu samolot wylądował, a Anna wraz innymi pasażerami opuściła jego podkład. Odbiór bagaży i wszystkie inne duperele zajęły jej ponad godzinę. Dzięki Bogu, że wynaleziono te wózki na bagaże, bo nigdy w życiu nie doniosłaby ich do taksówki. Podała kierowcy adres i po aż dwóch godzinach znalazła się pod małą kamienicą. Podziękowała i pożegnała się ze starszym mężczyzną po czym została sama na środku chodzika z wielkimi walizkami moknąc w deszczu. Pojedynczo wnosiła bagaże na czwarte piętro budynku.
Cała mokra od potu i deszczu od razu po zamknięciu drzwi udała się pod prysznic i ubrała w ciepłe dresy.
Zrobiła sobie ciepłą malinową herbatę i rozsiała się na kanapie włączając telewizor.  Jednak równie szybko go wyłączyła, gdyż przypomniało jej się, że przecież nie wykupiła żadnej kablówki ani nic w tym stylu. Z przyzwyczajenia sięgnęła po telefon. Ujrzała 97 nieodebranych połączeń, z czego aż 11 należało do nieznanego jej numeru. Nie wiedząc kiedy powieki zaczęły jej się zamykać i zasnęła na kanapie.

Nowy dzień w nowym życiu rozpoczęła od rozpakowania się. Skończyła dopiero w południe. Przebrała się w miarę wyjściowy strój chwyciła do ręki telefon, mapę miasta i wyszła z mieszkania. Zawsze sądziła, że ma w miarę dobrą orientację w terenie jednak teraz zupełnie nie umiała sobie poradzić z dojściem do galerii handlowej, która wydawała się być dość blisko od jej miejsca zamieszkania. Zrezygnowana usiadła na ławce w pobliskim parku i po raz kolejny zaczęła "studiować" mapę. Jak na złość znowu zaczął padać deszcz, a ona wierząc w poranne słońce nie wzięła ze sobą parasola. Ściana deszczu pojawiająca się dosłownie znikąd zmoczyła Annę doszczętnie, a z mapy, którą nadal trzymała w ręku pozostała jedna plama i kilka strzępków papieru. Bezradnie rozejrzała się dookoła i po raz drugi tego dnia opadła na ławkę głośno wzdychając. Była w jakimś parku, obok nie było żadnego sklepu, kiosku po protu nic. Jak zawsze uwielbiała takie miejsca teraz miała ochotę najzwyczajniej w świecie zabić samą siebie za to, że nie pojechała do galerii taksówką. Zachciało się jej spacerów.
-Przepraszam pomóc w czymś?-usłyszała męski głos i dopiero wtedy przestała wyzywać na siebie w myślach.
-Nie, dziękuję.-odburknęła nawet na owego osobnika nie spoglądając.
-A może jednak? To była mapa?-zapytał lekko rozbawiony wyciągając jej z dłoni pozostałość.
-Niestety już tylko była.
-Może jakoś pomogę? Gdzie chciałaś się dostać? Jesteś cała przemoczona.
-Do galerii, ale teraz marzę tylko o powrocie do mieszkania.
-To wstawaj podwiozę Cię.-widząc na sobie dziwny wzrok Stachurskiej od razu zaczął ponownie mówić.-Jeśli chcesz oczywiście. Jestem Mario i zawszę służę pomocą.
-Anna.-odpowiedziała i podała mu dłoń.-Jestem jak już zauważyłeś cała przemoczona i nabrudzę Ci w samochodzie.
-Nie przesadzaj i chodź.-dziewczyna nie widząc innego wyjścia wstała i podążyła za mężczyzną. Kiedy dojechali pod jej kamienicę Ania postanowiła jakoś mu się odwdzięczyć.
-Wejdziesz może na kawę, albo herbatę?-zapytała. Albo na coś innego, nie wiem co lubisz.-dodała po
chwili.
-Może być herbata.-odpowiedział z uśmiechem i podążył za Stachurską do jej lokum.
-Ładnie tu masz.-powiedział siadając przy kuchennym stole.
-Nie jest tak jakbym do końca chciała. Mieszkam tu od wczoraj, a wnętrze urządzał poprzedni właściciel.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jak stali dobrzy znajomi, a znali się zaledwie kilka godzin.
-Czy się tak właściwie zajmujesz?-kiedy przyszła kolej na zadanie pytania przez Anię zapytała właśnie o to.
-Na prawdę nie wiesz?-zapytał zdziwiony, ale widząc jej zmieszaną minę od razu odpowiedział.-Jestem piłkarzem w tutejszej drużynie.
-Aha. Przepraszam Cię, ale w nawet najmniejszym stopniu nie interesuję się piłką nożną. Co nie znaczy, że stronię od sportu, broń boże.-odpowiedziała szczerze się uśmiechają. Widząc spojrzenie Mario mówiące, aby kontynuowała zaczęła mówić dalej.-Uprawiam karate, a właściwie to uprawiała. Byłam reprezentantką Polski i muszę się pochwalić, że udało mi się uzbierać kilka ważnych medali, ale dość niedawno przytrafiła mi się kontuzja, która wykroczyła mnie z dalszego uprawiania tego sportu. Co prawda mogę sobie pozwolić raz na jakiś czas podnieść nogę do góry-zaśmiała się w tym momencie-ale regularnie trenować już nie mogę. No, ale za bardzo jestem przyzwyczajona i biegam kilka razy w tygodniu. Tak wiesz zapobiegawczo.-oboje uśmiechnęli się do siebie.-A poza tym studiuję dietetykę w Warszawie. Zapewne zapytasz dlaczego tam, anie tu. Dla mnie to proste. Wiesz zaczęłam tam i tam chcę skończyć. Chociaż nie powiem na pewno będzie dość ciężko, ale to studia zaoczne, więc jakoś dam radę.
-Dlaczego wyjechałaś?-zapytał, a ona jak najlepszej przyjaciółce opowiedziała o tym co wydarzyło się ostatnio w jej życiu nie szczędzą na Kubiaka niepoprawnych epitetów.
Dopiero zegar z kukułką, który wisiał na ścianie w salonie przerwał ich rozmowę.
-Jeju, już północ. Na prawdę miło się z Tobą spędza czas, ale mam rano trening i muszę trochę się wyspać. Zresztą, zapewne sama rozumiesz.-Ania kiwnęła głową przytakując.-Dasz mi swój numer?-zapytał ni z gruszki ni z pietruszki. Jednak Stachurska chcąc jeszcze kiedyś z nim porozmawiać zgodziła się i po chwili dyktowała mu ciąg cyfr. Pożegnali się, a ona od razu po jego wyjściu rzuciła się na łóżko i odpłynęła do krainy Morfeusza.

Biegała z łazienki do sypialni przez ponad godzinę. Starała się wyglądać jak najlepiej. W końcu nie codziennie ma się rozmowę o pracę. Wypicowana do granic możliwości wsiadła do czekającej na nią taksówki pojechała w wyznaczone miejsce. Miasto robiło na niej wrażenie. W Warszawie było pięknie, ale tutaj to co innego. Inni ludzie, kultura, tradycje. Przez to wszystko był dla niej takie niesamowite. Wysiadła z pojazdu i głośno wypuściła z ust powietrze. Szybkim krokiem weszła do ogromnego budynku i podeszła do recepcji.
-Dzień dobry, byłam umówiona na rozmowę w sprawie pracy z panem...-nie dane jej był dokończyć, ponieważ rudowłosa dziewczyna w mniej więcej jej wieku przerwała jej.
-Witam. Pani Anna Stachurska? Jeśli tak dwunaste piętro, pokój pięćset trzy. Pan Lerman już na panią czeka.
-Dziękuję.-odpowiedziała tylko i udała się do windy wcisnęła odpowiedni przycisk i chwilę później była na odpowiednim piętrze. Z ogromną obawą zapukała do ogromnych drewnianych drzwi. Jej obawy okazały być się bezsensowne, ponieważ dostała upragnioną pracę, a Josef okazała się być bardzo miłym człowiekiem. Już następnego dnia cała w skowronkach o siódmej rano siedziała w swoim nowym gabinecie przeglądając dokumenty.

_________________________________________________

Jak myślicie do jakiego niemieckiego miasta wyjechała Anna? 
Przepraszam jeśli rozczarowuję Was tym, że nadal nie spotkała Roberta, 
ale ułożyłam sobie już dokładny plan ich pierwszego spotkania zanim
zaczęłam pisać to opowiadanie i będzie ono takie nieco inne niż w poprzednich. 
Chciałam Wam też podziękować za te wszystkie komentarze. W sumie nie miałam zamiaru dodawać dzisiaj nowego rozdziału, bo w moim życiu ostatnio nic nie jest idealne i jednym słowem wszystko co dobre się pieprzy, ale widząc aż taką ilość Waszych opinii po prostu musiałam i cholerni dziękuję, że tu jesteście. 

+ jeśli ktoś z Was ma ochotę na historię przepełnioną prawdziwą miłością polecam to opowiadanie
wylałam hektolitry łez nad losami głównej bohaterki i Bartmana, ale było warto, bo czegoś tak
ekscytującego nie czytałam jeszcze nigdy wcześniej.  
Mam nadzieję, że autorka nie obrazi się za udostępnienie jej twórczości, ale na prawdę nie mogłam się powstrzymać. 

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 2


Dobierając sobie przyjaciół nie zwracamy uwagi na ich wady, dla nas Ci ludzie mają same zalety. Ania mimo wszystkich złych stron, które posiadała Marta kochała ją jak siostrę. Momentami miała ochotę pójść do kuchni, wyjąć duży nóż i zadźgać nim Kowalską za te wszystkie głupie pomysły. Tak było i tego dnia. W sumie sama się zgodziła, ale nie miała najmniejszej ochoty iść na ten mecz. Kiedy w progu jej mieszkania stanęła Marta wyglądając dosłownie jak pszczoła Anka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem mało co nie tarzając się po podłodze.
-Przepraszam Cię, ale jeśli poszukujesz swojego Gucia to zabłądziłaś Maju.-powiedziała nadal śmiejąc się i zakładając buty.
-Na prawdę zabawne. Ja bynajmniej wyglądam jak porządny kibic! Nie to co Ty!-krzyknęła i usiadła na podłodze pod drzwiami.
-Ale ja tym kibicem nie jestem kochana. Chodź, bo się spóźnimy, a do teatru spóźnionych nie wpuszczają.-mówiła nadal z uśmiechem Stachurska. 
-A weź Ty idź w cholerę!-odkrzyknęła do niej przyjaciółka i wyszła z mieszkania przyjaciółki jako pierwsza.

Na stadionie były jednymi z pierwszych. Marta miała w sobie to, że nie znosiła, a wręcz nie tolerowała spóźniania się na mecze. Ania była nieco innego zdania, ale nie wdawała się w niepotrzebne dyskusje. Po trzydziestu minutach siedzenia na trybunach piłkarze wyszli na boisko, a Kowalska od razu podniosła się z miejsca, tak jak inni obserwatorzy dzisiejszego meczu. Jedyny wyjątek stanowiła Ania, która cały mecz przesiedziała grając na telefonie w bezsensowne gry. Otrząsnęła się dopiero słysząc ogromny pisk przyjaciółki.
-Anka słyszałaś?! To my!-rozdarła się tak, że śmiało mogła usłyszeć ją większa część warszawiaków.
-Naprawdę? My to my. Nie odkryłabym tego. Już koniec? Idziemy?-zapytała z ogromną nadzieją na opuszczenie tego miejsca.
-Oszalałaś?! Wylosowali nasze bilety na spotkanie z piłkarzami w ich szatni! Rozumiesz?!-krzyczała potrząsając przyjaciółką.
-Martuś. Idź tam sobie, a ja wracam do domu. Michał dzisiaj do mnie przyjeżdża. Pa-ucałowała ją w policzek i odeszła w przeciwnym kierunku. 

Kubiak nic nie zmieniając jak zawsze przyjechał spóźniony. Ania dotknięta tym, że jej narzeczony nie ma zamiaru nawet się wytłumaczyć spędziła w łazience ponad trzydzieści minut starając się opanować płacz. Coraz bardziej nachodziły ją wątpliwości. Za dwa dni mięli sobie przysięgać miłość i wierność, a ona nie miała nawet cienia pewności co do uczuć jakimi darzy ją siatkarz. Jednak ona go kochała i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Był miłością jej życia. 

W dzień tak ważnego dla obojga wydarzenia Michał spędzał czas w hotelu. Zgodnie z tradycjami mamy i babcie wygoniły go z mieszkania narzeczonej od razu gdy się w nim pojawiły. Nad przyszłą panią Kubiak pracował cały sztab "ekspertek": obie mamy, babcie, koleżanki oraz niezawodna Marta, która nadal próbowała namówić przyjaciółkę na odwołanie tego wszystkiego. Ta jednak zbywała ją morderczym spojrzeniem. Wystrojona u wychuchana do granic możliwości Ania stała pod kościołem trzymając pod rękę swojego ojca chrzestnego. Strasznie cieszył ją to, że zgodził się uczestniczyć w tym ważnym dniu i poprowadzić ją do ołtarza. Podążała w kierunku swojego przyszłego męża z ogromnym uśmiechem na twarzy i radością w sercu. Niestety o Michale nie można było powiedzieć tego samego. Z jego twarzy można było wyczytać niepokój. Dopiero kiedy Ania pojawiła się obok niego wysilił się na mały uśmiech. 

-Ja Anna, biorę sobie Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-Ania wypowiadając te słowa mówiła łamiącym się ze szczęścia głosem. Osoby stojące blisko niej mogły zobaczyć ogromną radość wymalowaną na jej twarzy. 
-Proszę powtarzać za mną.-po raz drugi tego dnia powiedział kapłan, tym razem do Michała.
-Ja...Ja nie mogę.-wypowiedział przez ściśnięte zęby Kubiak. Ania popatrzyła na niego wzrokiem, który wyrażała tylko jedno..zawiść.-Ja nigdy nic do Ciebie nie czułem. Przeprasza.-wypowiedział i wybiegł z kościoła zostawiając Stachurską pod ołtarzem. Dziewczyna wybuchła ogromnym płaczem. Z pomocą Marty opuściła mury kościoła i udała się do swojego mieszkania gdzie od razu sięgnęła po butelkę wina.
-Ja go zawsze kochałam! Jak on mógł mnie tak upokorzyć?! Oszukiwał mnie cały czas! Dlaczego ja Cię do cholery nie posłuchałam?!-krzyczała przez łzy opróżniając kolejną butelkę alkoholu.
-To frajer. Nie masz po kim płakać. Znajdziesz sobie kogoś kto Cię doceni skarbie.-powiedziała i przytuliła mocno swoją przyjaciółkę. Obie zasnęły na kanapie.
Kowalska chcąc następnego dnia nieco poprawić humor swojej przyjaciółce postanowiła zrobić małe zakupy i przygotować śniadanie. Jak zwykle miała zamiar kupić codzienną prasę, jednak tak szybko jak wyszła tak i wyszła z kiosku. Na okładkach większości gazet było zdjęcie Michała wybiegającego z kościoła i rozpłakanej Ani stojącej pod ołtarzem. Z nadzieją, że Stachurska nie włączyła telewizora, ani innych mediów wróciła do jej mieszkania.

Przez następne dni nie wychodziła z domu. Nie jadła, nie piła, z nikim nie rozmawiała. Miała dość słów, że wszystko będzie dobrze. Dlaczego jej tak mówią skoro każdy doskonale wie, że nie będzie. Michał już dwa dni po planowanym ślubie wyjechał na wakacje ze swoją nową partnerką. Widząc tą wiadomość w porannej telewizji rozwścieczona Anna kopnęła nogą w telewizor, z którego zostały już tylko odłamki. 
Chcąc wyrzucić Kubiaka ze swojego życia spaliła wszystkie wspólne zdjęcia i wyrzuciła wszystkie rzeczy, które jej się z nim kojarzyły. W ten sposób została sama w prawie pustym mieszkaniu.

_________________________________________
Kochane dziękuję Wam za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Nie sądziłam, że w ogóle zainteresuje Was ta historia. 
Mam nadzieję, że nie zawiodę Was kolejnymi odcinkami
i nadal będziecie czytać :) 
Pozdrawiam, Patrycja :*

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 1

 
Młoda brunetka przeciskała się przez tłum podróżnych na warszawskim dworcu. Pociąg do Katowic odjeżdżał za cztery minuty. Wbiegła do wagonu w ostatniej chwili. Jak co tydzień nie czekało ją nic innego jak podróż poza przedziałem. Jedyną wygodną w pociągu był mały grzejniczek, na którym przysiadywała za każdym razem. Cztery godziny męki zawsze umilała sobie lekturą ulubionej książki, tak było również tym razem. Droga minęła jej wyjątkowo szybko. Wysiadła z pociągu i udała się w kierunku PKP. Autobus do Jastrzębia akurat stał na stanowisku, więc obeszło się bez dodatkowych godzin oczekiwania. Po godzinie znalazła się na tamtejszym dobrze jej znamy dworcu. Michała jak zwykle nie było. Jego spóźnialstwo strasznie irytowało Stachurską, ale nie dała po sobie tego poznać w jego towarzystwie. Minęło ponad czterdzieści minut zanim Kubiak zjawił się w umówionym miejscu.
-Znowu się spóźniłeś.-Ania przywitała go chłodnym spojrzeniem.
-Trening się przedłużył. Dawaj tą walizkę.-wziął od niej bagaż, zapakował do samochodu i zajął miejsce kierowcy.-Nie wsiadasz?-zapytał przez śmiech.
-A no tak, już.-kolejna wada w Michale, nigdy nie otworzył jej drzwi.
Do mieszkania Kubiaka w Żorach dojechali w ciszy. Ania wolała nie zaczynać rozmowy pierwsza, gdyż jej tematy nigdy nie zadowalały chłopaka.
Letnia pogoda dawała się we znaki. Termometr za oknem wskazywał ponad 30 stopni. Michał mimo tego, że miał spędzić dzień z narzeczoną i tak pojechał załatwić jakieś ważne sprawy w klubie. Ania zadana sama na siebie udała się na najbliższy przystanek. Wsiadła w autobus i udała się nad pobliskie jezioro w Rybniku.
Wśród fanów karate oraz siatkówki wzbudziła ogromne zainteresowanie. W końcu nie codziennie spotykasz swoją idolkę lub narzeczoną swojego idola. Po rozdaniu kilkunastu autografów rozłożyła koc i zaczęła się opalać. Nad spokojnym jeziorem spędziła ponad sześć godzin. Dopiero zmiana pogody zmusiła ją do opuszczenia tego miejsca. Po powrocie do mieszkania ukochanego przywitała ją grobowa cisza. Michał wrócił dopiero po 23. Kolejne dwa dni minęły jej podobnie. Dopiero w dniu powrotu do Warszawy Kubiak zorientował się, że nie poświęcił jej zbyt dużo czasu. Zirytowana jego zachowaniem Ania pożegnała go głośnym trzaśnięciem drzwi. Zachowanie narzeczonej wzbudziło w nim ogromną złość. Wykonał jeden telefon, a po niespełna trzydziestu minutach w jego mieszkaniu zjawiły się dwie wulgarnie ubrane blondynki.
Po powrocie do swojego mieszkania rzuciła się na łózko i włączyła telewizor. Taka forma wypoczynku nie była jej bliska, ale stan, w którym się teraz znajdowała zdecydowanie ją tłumaczył. Oglądanie po raz setny filmu "Wciąż ją kocham" przerwał jej dzwonek do drzwi.
-Witaj moja najukochańsza Anno. Wyglądasz kwitnąco. Mogę wejść?-przywitała uśmiechnięta od ucha do ucha przyjaciółka-Marta.
-Jasne.-odparła pokazując dłonią na kuchnię.-Już Ci robię kawę.
-Och, dziękuję.-usiadła na kuchennym blacie jedząc jabłko.
-Czuj się jak u siebie.-powiedziała z uśmiechem Ania.
-A no tak. Jak było u Michała?-zapytała nie przestawając uśmiechać się
-Jak zawsze. Zresztą nie ma o czym gadać.-odparła i zabrała się zakrojenie szarlotki.
-No proszę. Znowu Cię olał. Że mnie to nie dziwi.
-Marta daj spokój. Musiał iść do klubu na jakieś ważne spotkanie.
-Tak, tak. Tłumacz go...-powiedziała idąc do salonu.-Znowu tłumacz-dodała po chwili.
-To nie jego wina, że ma taką pracę. Gdybyśmy mieszkali razem miałby dla mnie więcej czasu, a tak nic na to nie może poradzić.-odpowiedziała i zrobiła łyk kawy.-To ja po ślubie będę musiała się dostosować i przeprowadzić do niego...
-Stop, stop. Do niego? A jesteś pewna, że on będzie chciał z Tobą mieszkać? Przecież to nie w jego stylu. Nie wiem jak możesz być, aż tak naiwna. Chce wziąć z Tobą ten ślub tylko dla świętego spokoju. W mediach będzie uchodził za dobrego, poukłądanego Michałka, już teraz tak jest dzięki Twojej osobie. A nie oszukujmy się. Obie wiemy jaki jest na prawdę. Liczą się tylko imprezy i kolejne zaliczone laski.
-Nie przesadzaj. Zmienił się, a to, że wyjdzie z kolegami raz na jakiś czas do jakiegoś klubu nic nie znaczy.
-Jak uważasz, ale wspomnisz moje słowa.
-Zakończmy już ten temat. Co ode mnie chcesz?
-Ja? Nic przecież.
-Yhym. No dawaj. To powitanie o moim kwitnącym wyglądzie nie było  bez przyczyny.
-Bo za dwa dni jest mecz posranej Legii z najcudowniejszą na świecie Borussią Dortmund i kupiłam dla nas dwa bilety, tylko się zgódź proszę. Zrobię dla Ciebie wszystko, ale pójdź tam ze mną.
-W sumie i tak nie ma nic ciekawszego..-nie dane było jej dokończyć, bo przyjaciółka rzuciła się nią całując w oba policzki na zmianę.
-Kocham Cię-krzyknęła i wybiegła z mieszkania Stachurskiej.

______________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. :)
Nie ustalam konkretnego dnia, w którym będą pojawiać się rozdziały,
bo często się z tego nie wywiązuję. Nowy będzie po prostu jak będzie.
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach wpisujcie to w zakładce "Informowani". 

czwartek, 18 lipca 2013

Prolog

 

http://www.youtube.com/watch?v=xt7SLqlpeFM piosenka przewodnia do opowiadania.


Życie każdego z nas toczy się swoim własnym biegiem. U nikogo czas bytowania na ziemi nie przebiega identycznie. Wielu chce na siłę zmieniać scenariusz ułożony przez los. Jednak, czy warto sprzeciwiać się przeznaczeniu? Czy warto przerywać dotychczasowy bieg naszej egzystencji? Na te pytania dotychczasowo nie uzyskano odpowiedzi. Zdania są podzielone. Jedna część społeczeństwa uważa, że życie każdy powinien rozplanować sobie sam, a druga, że człowiek powinien poddawać się losowi.


Kim jestem? Dokąd zmierzam? Pytania zadawane już dzieciom w wieku przedszkolnym. Ich odpowiedź można uzyskać różnobarwną. Jednak gdyby zadać to pytanie ludziom dorosłym. Ludziom, którzy mają za sobą już ćwierć wieku. Czy odpowiedź zajęłaby kilka sekund? Czy nie potrzeba byłoby kilku godzin, a nawet dni do sfomułowania odpowiedzi? Życie ludzie jest nieprzewidywalne. Nie tylko od nas zależy jego bieg. Wszystko co dzieje się na świecie nie jest przypadkiem. Każdy z nas ma gdzieś tam zapiany swój początek i koniec. Jednak żadnemu człowiekowi nie uda się przewiedzieć swego końca.

Anna, lat 24, zawód: karateczka, swoją przyszłość łączę z dietetyką. Moje życie? Nigdy nie było perfekcyjne. Zawsze znajduję na swojej drodze masę przeszkód. Począwszy od rozstania rodziców w dzieciństwie, kończąc na kontuzji, która zagraża mojej karierze, a także nie pomijając problemów w związku. Szczęście? Coś niezwykłego. Nie mam okazji zaznawać go często. Jego definicja? Nie wiem, nie umiem podać, to zbyt piękne.

Michał, lat 25, zawód: siatkarz, swoją przyszłość łączę z odpoczynkiem, bo w końcu życie sportowca to ciągłe wysiłek. Moje życie? Idealne. Mimo jak to nazywa moja dziewczyna "kłopotów" w naszym związku jest świetnie. Ona mieszka w Warszawie, ja w Jastrzębiu. Jak dla mnie to, że rzadko się widujemy jest wprost przecudowne. Mam czas dla siebie i na spełnianie swoich potrzeb. A szczęście? Szczęściem dla mnie jest być tam gdzie spotkam ludzi tak wspaniałych jak ja.

Robert, lat 24, zawód:piłkarz, swoją przyszłość planuję jako trener dzieciaków. Moje życie? Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Mój ojciec zmarł gdy miałem 16 lat, byłem wtedy jedynym mężczyzną w domu, czułem się odpowiedzialny za mamę i siostrę. Trenowałem i dzięki ich wsparciu jestem tu gdzie jestem. Szczęście? Cóż..to coś niesamowitego, nie do opisania. Trzeba przeżywać, a nie opisywać.



___________________________________________________________
Postanowiłam prolog ująć trochę inaczej niż zwykle. Liczę na Wasze 
szczere opinie co do niego. 
Jeśli Wam się spodoba byłoby mi bardzo miło jeśli zechcielibyście 
polecić to opowiadanie innym i trochę rozgłosić jego istnienie. 
Pozdrawiam :*