poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8

-No bo jesteś najlepsza na świecie Anka!-krzyknął i przytulił przyjaciółkę.
-Gomez o czym ty gadasz?-zapytała śmiejąc się i odrywając od siebie piłkarza.
-Jak to o czym? Zaniosłem Carinie kwiatki, szczerze z nią porozmawiałem i jesteśmy razem!-krzyknął, a na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-W takim razie gratuluję i liczę na to, że zapoznasz mnie z przyszłą panią Gomez.-posłała piłkarzowi szczery uśmiech i przytuliła go.
-Jeszcze nie panią Gomez, ale mówię Ci. To tak jedyna!-ponownie donośnie krzyknął.-Ale przepraszam Cię. Muszę już zmykać. Lisa czeka, a Ty z tego co wiem masz masę roboty. Przyjadę po Ciebie rano.-dał Ani buziaka w policzek i wyszedł z jej mieszkania.
-Do jutra-powiedziała już sama i zabrała się za pracę. Na jutro musiała mieć opracowane diety dla każdego z piłkarzy. Skończyła o czwartej nad ranem i stwierdziła, że nie ma sensu się już kłaść spać. Przebrała się w sportowy strój i poszła do parku pobiegać. Do domu wróciła po godzinie, wykąpała się, zjadła śniadanie, przebrała i przygotowała wszystko do pracy. Mając jeszcze dużo wolnego czasu sprawdziła pocztę.


Jeśli myślisz, że odpuściłem to się mylisz. Zapamiętaj, że jesteś MOJĄ własnością. Nikt inny nie ma prawa Cię dotykać. Radzę Ci przestać piep*zyć się z tym marnym polskim piłkarzyną, bo możesz go więcej nie zobaczyć. Przyjdę do Ciebie wieczorem Anulko. 


Twój kochany.


Na widok tej wiadomości jej serce zaczęło szybciej bić. Wiedziała kto jest autorem tego e-maila. Nikt inny jak Michał Kubiak. Tylko on mówił do niej Anulko, chcąc się z nią podroczyć. Nie zastanawiając się długo chwyciła telefon, klucze, portfel i kurtkę po czym wybiegła z mieszkania. Wsiadła w pierwszą lepsza taksówkę i pojechała do Roberta. Pukała i dzwoniła dzwonkiem na przemian przez dobre 5 minut, które dla niej trwały wieczność.
-Ania, co Ty tu robisz?-zapytał stając przed nią.
-Musimy porozmawiać.-odparła i nie czekając na zaproszenie weszła do środka.-Zamknij drzwi na klucz!-krzyknęła siadając w salonie piłkarza. 
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał siadając obok niej.
-Wiem, ale musiałam tu przyjść, bo się boję.-powiedziała drżącym głosem.
-Boisz się?-mina Lewandowskiego od razu spoważniała.-Stało się coś?
-Sprawdzałam dzisiaj pocztę i dostałam wiadomość od Michała.-w tym momencie rozpłakała się.-Zagroził, że jeśli nie przestanę się z Tobą spotykać to więcej Cię nie zobaczę. No i napisał też, że przyjdzie do mnie dzisiaj wieczorem.-nie musiała długo czekać na to, aby Robert ją przytulił. Po kilku sekundach była już otulona jego silnymi ramionami.
-Ania, posłuchaj mnie. On nic Ci nie zrobi. Obiecuję Ci to.-odparł, a Stachurska zaniosła się jeszcze większym płacze.-Nie płacz proszę Cię.
-Robert Ty do cholery nic nie rozumiesz!-krzyknęła wstając.-Boję się, że Tobie się coś stanie! Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, gdyby przez mnie...
-Aniu skończ. Co on może mi zrobić? Nic.-odpowiedział spokojnie.
-A co jeśli jednak coś zrobi? Ja zawsze myślałam, że on jet normalny, ale zachowuje się teraz jak jakiś psychol! Nie wiem co mam już o tym myśleć.
-A może po prostu nie myśl? Nie warto, żebyś się przez niego denerwowała.-powiedział po czym wpił się w jej usta.
-Robert, ale obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał.-powiedziała odrywając się od niego.
-Obiecuję.-ponownie ją przytulił.-Poczesz na mnie chwilkę? Ogarnę się trochę i pojedziemy do Ciebie, a potem do pracy, dobrze?
-Jasne.-odpowiedziała wysilając się na uśmiech. Wyjęła z kieszeni swój telefon i wybrała numer Gomeza.
-Cześć. Ja dzisiaj pójdę do pracy sama, nie przyjeżdżaj po mnie.
-No okej, jak chcesz, ale będziemy musieli pogadać.
-Jasne. Pa.
Zaraz po tym jak zakończyła rozmowę z przyjacielem do salonu wszedł gotowy już Lewandowski.
-Chodź, jedziemy.-powiedział i oboje udali się do jego samochodu.
Poranne kroki dały o sobie znać i w mieszkaniu Ani byli dopiero po godzinie. 
-Masz tu kilka kanapek i zjedz, bo przeze mnie nie zjadłeś  nawet śniadania.-powiedziała podstawiając Robertowi pod nos talerz.-Nie patrz tak na mnie tylko jedz. Ja idę się przebrać i wziąć dokumenty.
Po dwudziestu minutach byli na parkinu pod Alianz Areną. W momencie, w którym wysiadali z samochodu pojawił się obok nich Gomez.
-O Ania, Robert jak miło Was widzieć.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-Mario? A dlaczego Ty nie jesteś jeszcze w szatni?-zapytała zdezorientowana Stachurska.
-Czekałem na Was.-odparł.
-Na nas?-tym razem głos zabrał Lewandowski. 
-No na Was. Nie wiem co jest między Wami, nie wiem też dlaczego Ania nic mi o tym nie powiedziała, ale uważajcie na przyszłość na paparazzi.
-Co?!-krzyknęła Ania.
-No jesteście na okładkach co najmniej kilku brukowców.-odpowiedział i wręczył im po jednej gazecie.-A teraz przepraszam nieco się spieszę. Ty Lewy też się streszczaj.
-To chyba jakieś żarty?! K*rwa ukryta kamera, tak?!-Stachurska rozrywała gazetę, na której widniało jej zdjęcie z Robertem.-Widzisz to?! Anna Stachurska i Robert Lewandowski. Wielka miłość w Monachium.-zaczęła czytać.-Para od kilku dni widywana jest razem. Wiele razy przyłapaliśmy ich opuszczających swoje mieszkania w godzinach porannych. Dlaczego ukrywają swój związek?-po przeczytaniu tych zdań zaczęła ponownie tego dnia płakać.
-Ania, przecież to tylko jakieś głupie zdjęcia i historyki tych hien.-chciał ją przytulić, ale ona go odepchnęła.
-To wszystko Twoja wina!-krzyknęła.-Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!-wbiegła do swojego gabinetu trzaskając drzwiami. Otarła łzy z twarzy i poszła oddać trenerowi diety dla piłkarzy prosząc przy tym o dzień wolny, ponieważ źle się czuję. Po powrocie do domu rzuciła się na łóżko i zaniosła płaczem.


Robert zaraz po tym jak wszedł do szatni napotkał pytające spojrzenia kolegów. Dobrze znał się tylko z Gotze, reszta była dla niego nadal obca. Chwilę po zakończeniu treningu został w szatni sam z Gomezem. Doskonale wiedział, że piłkarz mu nie odpuście, więc chcąc uniknąć świadków czekał, aż wszyscy wyjdą.
-Może jakoś mi to wyjaśnisz?!-zapytał, a raczej krzyknął do niego Mario.
-Nie ma czego wyjaśniać. Nie jesteśmy razem, ani też nie byliśmy.-odpowiedział starając się zachować spokój.
-A te zdjęcia?!-Gomez ponownie krzyknął wyjmując z torby kolejną gazetę.
-Takie same można zrobić również Tobie i Ani. Przepraszam, ale nieco mi się spieszy, cześć.-zakończył rozmowę i pojechał do mieszkania Ani. Musiał jej wszystko wyjaśnić. Nie czuł się winny. Nie robił nic wbrew jej woli, ale czuł potrzebę powiedzenia jej o wszystkim, co w sobie dusi.




Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najcudowniejsi na świecie. 
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, bo nie potrafię jak na razie napisać nic sensownego. To co macie powyżej pisałam wczoraj i jako tako jeszcze wygląda. 
Mam fatalny nastrój i chyba nigdy w życiu nie czułam się tak jak dzisiaj. Nie sądziłam, że najlepszy przyjaciel kiedykolwiek może mnie tak strasznie źle potraktować. Przepraszam, że tutaj to pisze, ale gdzieś muszę. 
Buziaki, Patrycja :*





środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 7


-Drzesz się jakbyś ducha zobaczyła! Wpuścisz nas?-zapytał wysoki brunet chcąc wejść do mieszkania Stachurskiej, jednak ta uniemożliwiła mu to.
-Bartman chyba Cie pogięło! Po co tu przyleźliście?!-krzyknęła zdenerwowana do granic możliwości.
-Ania spokojnie. Michał nie chciał tak sie zachować, bo...
-Krzysiek! Czy Ty słyszysz sam siebie?! Nie chciał!? Zostawił mnie tam jak nie powiem już kogo. Nie mam ochoty rozmawiać z Wami, ani z nim. Według mnie wszystko już jest jasne.
-Ale Wy przecież..-wtrącił się Zibi patrząc na koleżankę wzrokiem małego dziecka.
-Nie ma nas Zbyszek. Jestem ja i jest Kubiak. Nic nas już nie łączy.
-Ania!-usłyszeli męski głos, który przerwał im w rozmowie.
-Jak słyszycie nie jestem sama. Cześć.-warknęła i zatrzasnęła siatkarzom drzwi przed nosem.
Oparła się o drzwi i głośno wypuściła powietrze.
-Przepraszam.-powiedziała patrząc na Lewandowskiego stojącego naprzeciw niej.
-Przestań. Znajomi Michała, tak?-zapytał chociaż znał odpowiedź. Doskonale wiedział kim była dwójka mężczyzn.
-Tak.-westchnęła i wtuliła się w ramiona Roberta. Po chwili jednak opanowała emocje.-Zjesz ze mną wczesne śniadanie?-zapytała z uśmiechem zerkając na zegarek, na którym widniała godzina 6.30.
-Jeśli Ty zrobisz to oczywiście.-pokazał rząd swoich białych zębów i znikł za drzwiami łazienki.

Po wspólnym śniadaniu Lewandowski wrócił do siebie, a Ania zajęła się sprzątaniem mieszkania. Po dziesiątej odwiedził ją Mario w towarzystwie małej blondyneczki, która okazała się być jego córką. Kiedy dziewczynka usnęła Ania postanowiła rozmówić się z Gomezem.
-Mario padalcu dlaczego Ty mi nie powiedziałeś, co?-zapytała nieco żartobliwie nie chcąc żadnej kłótni.
-Bo nie wiedziałem jak być zareagowała, a poza tym o Lisie widzą tylko nieliczni. Możesz mnie teraz zwyzywać, pobić i wywalić na zbity pysk, ale nie byłem pewien, czy mogę Ci ufać. Teraz już jestem o tym przekonany. Wiem, że to egoistyczne, ale...
-Ale chciałeś ją chronić.-przerwała mu Stachurska.-Rozumiem i nie mam do Ciebie żalu. Przecież nie miałeś pewności tego, że nie pójdę i nie sprzedam tych informacji prasie. Ale masz szczęście, że mi teraz powiedziałeś, bo jakbym się dowiedziała przypadkowo to nie miałbyś już sprawnych tych nóżek.-zaśmiała się, a Mario jej zawtórował.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło.-odpowiedział z uśmiechem.-Matka Lis w ogóle się nią nie interesuje. Zmusiłem ją do tego, żeby nie usuwała ciąży. Nie wiem jak tak mogła. Poznałem Silvie jeszcze w dzieciństwie byliśmy razem dziewięć lat.
-To faktycznie długo. Ale wiem, że nie przyszedłeś tu bez powodu i bez powodu też mi o tym nie opowiadasz. Jak ma na imię?-zapytała z uśmiechem.
-Ale kto?-zapytał zdezorientowany piłkarz.
-Mario...Na kilometr widać, że chodzi o jakąś kobietę. A więc słucham.-powiedziała i wygodnie rozsiadła się na kanapie.
-Znamy się już jakiś czas, nawet się zaprzyjaźniliśmy. Ale ja czuję do niej coś więcej, tylko nie wiem jak to jest z jej strony. A poza tym akceptuje Lise, a to mnie strasznie cieszy.-mówił z ogromnym uśmiechem na ustach.
-To na co czekasz? Jedź po jakieś kwiatki i pędem do niej, bo jeszcze ktoś Ci ją sprzątnie sprzed nosa i będzie płacz.-mówiła bardzo poważnie, niczym sędzia przy ogłaszaniu wyroku.-Ja zajmę się małą, bo dzisiaj i tak nie pracujemy. Nie bój się nic się jej nie stanie.-dodała widząc zaniepokojoną minę przyjaciela.
-Wiesz co? Jesteś wspaniała!-krzyknął i całując Stachurską w policzek wybiegł z jej mieszkania.

Dziewczyna nakarmiła córeczkę Gomeza i po tym jak sama zjadła obiad wybrała się z nią na spacer. Założyła jej ciepłe ubranka i włożyła do wózka. Idąc przez park Lisa wesoło gaworzyła co udzieliło się nastrojowi Stachurskiej i na jej twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech.
-Ania?-usłyszała za sobą znajomy męski głos.
-O Robert, cześć.-przytuliła go delikatnie.-Co tu robisz? Nie odpoczywasz?-zapytała.
-Wyszedłem się trochę przespacerować.A Ty? To znaczy Wy?-wskazał dłonią na wózek z małą dziewczyną.
-Spacerujemy.-odpowiedziała nadal się uśmiechając.-To Lisa, córeczka mojego przyjaciela.
-Przyjaciela?-zapytał podejrzliwie Lewandowski.
-Tak Robercie, przyjaciela. Jesteś zazdrosny?-zapytała wybuchając śmiechem.
-Oszalałaś?-zapytał mniej entuzjastycznie niż Anna.-Przecież masz prawo się z kimś spotykać, nie mamy przecież żadnych zobowiązań.
-Ale z nikim się nie spotykam.-odpowiedziała mierząc piłkarza z góry na dół, a ten posłał jej swój uśmiech.
-Muszę już iść. Wpadniesz do mnie wieczorem?-zapytał na co Stachurska twierdząco skinęła głową i podążyła w kierunku swojej kamienicy.
-Dzień dobry. Ania?-zapytała ją starsza kobieta stojąca pod drzwiami jej mieszkania.
-Tak, w czym mogę pomóc?-zapytała
-Jestem mamą Mario, przyszłam po Lisę, on mówił, że nie ma czasu.
-Przepraszam, ale ja pani nie znam. Muszę zadzwonić do Mario i się upewnić.
-Oczywiście.-odpowiedziała z uśmiechem kobieta. Po telefonie do przyjaciela pożegnała się z dziewczynką i jej babcią i weszła do mieszkania. Przebrała się w inne ciuchy i pojechała do Lewandowskiego.
-Witaj.-przywitał ją namiętnym pocałunkiem i zaprosił do środka.
-Zrobiłeś kolację. Sam?-zapytała siadając przy stole.
-Tak, ale nie jestem pewien, czy przeżyjesz.-zaśmiał się nalewając wino.
Po skonsumowaniu kolacji Robert zaczął zachłannie całować Stachurska. Podniósł ją i posadził na blacie w kuchni. Zsunął jej ramiączka od sukienki i zaczął obdarzać pocałunkami jej szyję. Ania nie pozostając mu niczego dłużna odwdzięczała mu się tym samym. Po chwili Robert był już w samych bokserkach, a Anna bieliźnie. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie spędzili czas podobnie jak wczorajszego wieczora.

-Robert-wymruczała mu do ucha Ania-Muszę iść.
-Nie zostaniesz dłużej?-zapytał, a jego głosie dało się wyczuć to lekkie zdziwienie.
-Jutro muszę być w pracy o siódmej, a nie skończyłam Waszych diet. Przepraszam.-powiedziała zakładając ubranie.
-Nie masz za co. Widzimy się jutro?-zapytał, a na twarzy Ani od razu pojawił się uśmiech.
-Oczywiście, ale tym razem to ja zapraszam na kolację.-posłała mu buziaka w powietrzu i wyszła z jego mieszkania.
Postanowiła zrobić sobie spacer i połowę drogi pokonała pieszo, potem wsiadła do miejskiego autobusu, którym dojechała prawie pod samą kamienicę.
Wchodziła po schodach poszukując w torebce kluczy. Kiedy podniosła głowę ujrzała Gomeza siedzącego na schodach z kwiatami w dłoniach.
-Mario, co Ty tu robisz? Jest już późno.-zapytała otwierając drzwi.-Wchodź.-zaprosiła go do środka i zdjęła z nóg niewygodne szpilki.-A więc co Cię sprowadza tu o tej porze?-zapytała
-Ty.-odparł.-Te kwiatki to dla Ciebie.
-Ja? Z jakiej okazji?-zapytała uśmiechając się dziwnie.
-No bo...

Kochani dziękuję za tak ogromną liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najcudowniejsi!
Chciałam też coś wyjaśnić. To, że napisałam, iż dodam rozdział gdy pojawi się co najmniej piętnaście komentarzy nie znaczy, że dodam go od razu po tym 15-stym komentarzu. Te piętnaście to taki warunek do kolejnego odcinka. ;) Także czekam na kolejne piętnaście albo i jeszcze więcej.

A tu przedstawiam Wam kolejną bohaterkę opowiadania Lise Gomez:

Dzisiaj Robert obchodzi dwudzieste piąte urodziny! Jest z nami ćwierć wieku, a dał nam ogromną liczbę powodów do dumy i radości. Dziękujemy! <3 


Pozdrawiam, Patrycja :*

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 6


Obudzona przez chłody wiatr dobiegający z otwartego okna podniosła się z łóżka i założyła na siebie koszulkę Roberta. Na samą myśl o wczorajszej nocy szeroko się uśmiechnęła i zamykając wielkie okno udała się do kuchni. Zaparzyła kawę i przygotowała kilka kanapek, po czym usiadła na kanapie w salonie. Czekała, aż Lewandowski w końcu wstanie, miała zamiar z nim porozmawiać o tym co się wydarzyło, przecież nie miała zamiaru pakować się w jakiś związek. Jeszcze niedawno miała zostać panią Kubiak i wieść szczęśliwe życie z jednym z najlepszych polskich siatkarzy. Po raz kolejny zastanawiała się nad tym jak to wszystko się dzieje. Czy życie jest tylko przypadkiem, czy może wszystko jest z góry zaplanowane?
-Boże! Długo tu stoisz?-zapytała podnosząc się z miejsca zaraz po tym gdy zobaczyła Roberta opierającego się o blat kuchenny.
-Wystarczająco długo, aby usłyszeć wszystko co mówiłaś. Tak na przyszłość nie myśl już głośno.-posłał jej szeroki uśmiech i usiadł na jednym z krzeseł.-Zdziwiło mnie to, że nie uciekłaś, ale w sumie to dobrze. Musimy to sobie wyjaśnić, bo..
-Bo to było głupie-dokończyła za niego, po czym dodała-Ale nie mogę powiedzieć, że nie było przyjemnie, bo..
-Bo był i to bardzo.-teraz to on jej przerwał i po raz kolejny tego poranka szeroko się uśmiechnął.
-Skoro słyszałeś moje głośne przemyślenia to wiesz co o tym sądzę. Nie mam zamiaru pakować się w nic przyszłościowego, to bez sensu.-powiedziała i zmarszczyła czoło intensywnie o czymś myśląc.
-Później i tak wszystko się zawali, a jedyne co pozostanie to cierpienie i obwiniane samego siebie. Nie warto.-powiedział Lewandowski i zabrał się za jedzenie przygotowanego przez Stachurską śniadania.
-Będę już szła. Pamiętaj, że o piętnastej wszyscy spotykamy się z Guardiolą.
-Tak wiem. Do zobaczenia?-zapytał patrząc Ani w oczy i znacząco się uśmiechając.
-Do zobaczenia, Robert.-odparła i po namiętnym pocałunku z piłkarzem wyszła z jego mieszkania. Wybrała numer do znajomego jej już taksówkarza i po trzydziestu minutach stała już podparta o drzwi swojego mieszkania.

Co ja właściwie robię?-to pytanie zadawała sobie przez kilka godzin siedząc na podłodze w sypialni. Takie zachowanie nie było w jej stylu. Miała swoje zasady, szanowała się, a teraz? Teraz według samej siebie zachowała się jak dz*wka. Poszła do łóżka z mężczyzną, który strasznie ją pociągał, ale poza tym nie czuła do niego nic. Nawet się w nim nie zauroczyła. Przez moment trzymała w dłoni telefon z zamiarem zatelefonowania do piłkarza i oznajmienia mu, że więcej w takim celu się nie spotkają, ale nie miała odwagi. Pragnęła po raz kolejny móc dotknąć jego ciała, poczuć jego dotyk i smak ust. Jej myśli nie zaprzątało nic innego. Jedynym czego pragnęła był on-Robert Lewandowski.

-Ziemia do Anki!-krzyknął jej ktoś ukazując rząd białych zębów przed twarzą.
-Mario! Idioto! Chcesz, żebym dostała zawału?!-krzyknęła widząc go obok siebie.-Jak tu wlazłeś?-zapytała podnosząc się z podłogi.
-A to Cię zdziwię, bo wszedłem drzwiami.-zaśmiał się, ale widząc jej lodowate spojrzenie uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy.-Dzwoniłem, ale nie odbierałaś, więc postanowiłem przyjechać. Pukałem i nie otwierałaś, a jak chwyciłem za klamkę drzwi były otwarte i oto jestem. Powinnaś się chyba zbierać, bo jest już 14.30, a o 15 jedziemy na spotkanie z trenerem.
-Już się ubieram. Zaczekasz na mnie i pojedziemy razem?-zapytała na co Gomez pokiwał jej twierdząco głową i zabrał się za pustoszenie lodówki swojej pani dietetyk.
Po dziesięciu minutach byli w drodze na Alianz Arenę, po przyjeździe mieli jeszcze sporo wolnego czasu, więc Ania udała się razem z Mario do szatni.
-Panowie spokój! Krzyknął piłkarz. Nie wszyscy już poznaliście naszą wspaniałą, piękną, idealną, genialną..
-Skończ.-Stachurska zaszczyciła go swoim niezwykle miłym spojrzenie-Jestem Ania, wasz nowy dietetyk.-powiedziała z uśmiechem i przywitała się z każdym z piłkarzy po kolei, z Robertem wymieniła się całusem w policzek, na co Gomez mało co nie zsunął się na podłogę. Na początek zdziwił sie skąd mogą się znać, ale potem przypomniał sobie, że oboje są przecież z Polski.
Rozmowa z trenerem była nieco nudząca. Nie tylko piłkarze, ale również Ania mało co nie zasnęli.  Pep okropnie przynudzał mówiąc o kolejnych meczach i pouczając swoich podopiecznych. Dopiero po trzech godzinach wypuścił wszystkich zgromadzonych na zewnątrz przypominając o jutrzejszym treningu o siódmej.

Ania po wyjściu z ogromnej sali postanowiła zaczekać na Roberta.
-Jedziesz?-zapytał ją Mario, ale ona zaprzeczyła ruchem głowy i nie zaszczyciła piłkarza nawet spojrzeniem, uznał, że musi z nią porozmawiać, ale dzisiaj to będzie bez sensu, więc sam udał się do domu.
-Czekałaś na mnie?-zapytał napastnik rozbierając Stachurską wzrokiem.
-A jak myślisz?-odpowiedziała pytanie na pytanie i już była w drodze do samochodu Lewandowskiego.-Jedźmy do mnie. Jest bliżej.-powiedziała siadając na miejscu pasażera, na co Robert bez chwili zawahania się zgodził.
Już na klatce schodowej przywarli do siebie niczym małżeństwo nie widzące się od kilkunastu dni. Robert biorąc Anię na ręce podążył schodami na jej piętro. Po uporaniu się z zamkiem od razu zdarł z niej kurtkę, na co ta nie pozostała mu dłużna. Wymieniali się pocałunkami spragnieni siebie nawzajem. W błyskawicznym tempie zawitali do sypialni Stachurskiej. Nie trzeba było czekać długo na pozbycie się reszty garderoby. Ich nagie ciała po raz kolejny połączyły się w jedność. Tej nocy jeszcze kilka razy zbliżyli się do siebie. Dopiero nad ranem wyczerpani zasnęli w swoich objęciach.

Dzwonek, pukanie, dzwonek, pukanie. Tak na przemian. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś dobija się do drzwi.
-Chwilka, już idę.-krzyknęła i ubrała na siebie szlafrok.-Robert wstawaj.-powiedziała na co piłkarz zerwał się jak oparzony.-Ubierz się, idę otworzyć.-powiedziała z lekkim uśmiechem i zniknęła za drzwiami.
-Co Wy tu robicie?!-krzyknęła w swoim ojczystym języku widząc osoby stojące za drzwiami jej mieszkania.


Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. ;) 
Każde Wasze słowa dodają mi ogromnej motywacji i od razu chce mi się pisać jak je widzę. 
Za czternaście dni będę już w nowej szkole i szczerze nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nigdy nie czułam się tak jak teraz myśląc o rozpoczęciu roku szkolnego. Chyba na prawdę się boję. 

Zapraszam Was też serdecznie na "Oblicze miłości", które tworzę wspólnie z Kasią. 
Proszę Was również o odpowiedź w ankiecie, którą znajdziecie w prawym górny rogu. 
To dla mnie bardzo ważne, ponieważ zrodziło się w mojej głowie kilka pomysłów.
Dziękuję bardzo Monice, która wykonała dla mnie ten wspaniały szablon, który możecie tutaj oglądać. Jesteś wspaniała <3

Jeśli pojawi się 15 komentarzy dodam nowy rozdział. 
Pozdrawiam, Patrycja ;*


sobota, 17 sierpnia 2013

Odbiegamy od tematu.


Moi drodzy czytelnicy przepraszam Was, że nie zamieszczam teraz w tym miejscu nowego rozdziału i zajmuję Wam czas moimi przemyśleniami, ale to co ostatnio się dzieje jak dla mnie jest po prostu chore.
Chodzi mi w głównej mierze o Roberta Lewandowskiego i krytykę w jego kierunku w ostatnim czasie.
Po pierwsze trzeba zapamiętać, że reprezentacja i klub to zupełnie dwa inne światy. Fakt to co Lewy osiąga w reprezentacji w ostatnim czasie nie jest zadowalające, ale to nie powód, żeby kibice zachowywali się tak jak to robią teraz. Gwizdy, obelgi i tym podobne. Kiedy Robert na Euro zdobył gola był wspaniały, wychuchany i nikt nie mógł powiedzieć złego słowa na jego temat, bo prawie wszyscy polscy kibice rzucali się na niego "ze szponami". KIBICEM SIĘ JEST A NIE BYWA. Tak samo jak dotyczy to ulubionego klubu to również i zawodnika. Nie twierdzę, że trzeba chwalić Roberta pod niebiosa, bo po prostu na to nie zasługuje, ale szacunek należy się każdemu. Trochę kultury i opanowania na prawdę jest przydatne.
Wchodzę na jakikolwiek portal plotkarski, czy stronę na fb i wszędzie Lewy uważany jest za zło tego świata. To jest przesadyzm.

Zalogowałam się kilka minut temu na fb i weszłam na jedne z fanpage, który obserwuję. Na powiatnie informacja o niesłusznej podwyżce Roberta. Pod postem kilkanaście komentarzy typu: "za co?", "za stanie na murawie?", "powinni mu jeszcze obniżyć". No, ale ludzie. To podwyżka w klubie, a nie reprezentacji.
Ja uważam, że zasłużył. Zarabiał w Borussi za mało jak na swoją wartość. Piłkarze mniej doświadczeni i warci sporo mniej od Lewego mięli większe pensje, więc to chyba oczywiste, że domagał się o swoje.
Jestem w stanie stwierdzić, że większość krytykującego go społeczeństwa zrobiłaby dokładnie tak samo.

Skoro jednego dnia ktoś uwielbia Roberta, a drugiego uważa go za dno to przepraszam za wyrażenie, ale ten człowiek to zwyczajny idiota. Jak można swojego idola(bo chyba tak mogę to nazwać) tak traktować?
Jeśli jest dla Ciebie wzorem to powinieneś go szanować także podczas upadków, a nie tylko w czasie wyższości.

Jeszcze raz przepraszam, że tu o tym pisze, ale nie potrafię zrozumieć zaistniałej sytuacji. 
Co Wy sądzicie o tym zamieszaniu? 

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 5

-Ja odwiedzam przyjaciół, ale Ciebie się tutaj nie spodziewałem?-powiedział mężczyzna nadal stojąc obok Stachurskiej.
-Gdybym wiedziała, że tu będziesz to uwierz, że nie byłoby mnie tutaj, a teraz żegnaj.-wstała z miejsca i ruszyła przed siebie, ale on złapał ją za nadgarstki.
-Porozmawiajmy.-powiedział prawie szeptem.
-My mamy jakiś wspólny temat?-zapytała nie oczekując od niego odpowiedzi.-Nie! Więc wypierdalaj i więcej nie pokazuj mi się na oczy!-krzyknęła i zaczęła wyrywać się z jego uścisku.-Puść mnie!
-Jeśli ze mną nie porozmawiasz to możesz o tym pomarzyć!-teraz i on podniósł głos.
-Odwal się kretynie! Nie będziemy o niczym rozmawiać, nie mamy nawet o czym!
-Będziemy rozmawiać o nas!-krzyknął i wpił się w je usta. Ania z ogromnym trudem odepchnęła go od siebie, a on potraktował ją za to uderzeniem w twarz i zaczął szarpać.
-Zostaw mnie! Puść!-krzyczała już płacząc.
-Nie rozumiesz co mówi?!-krzyknął brunet odrywając go od Stachurskiej.-Jeszcze raz ją dotkniesz to nie będziesz chodził po ziemi. Wyp*erdalaj!-krzyknął i dosłownie rzucił nim o podłogę, a ten szybko podniósł się i wybiegł na zewnątrz.
-W porządku?-podszedł do niej i pomógł wstać.
-Tak. Dziękuję, Robert.-odparła i nie panując nad sobą przytuliła się do niego.
-Nie płacz już.-mówiła gładząc ją dłonią po plecach.
-Przepraszam.-odsunęła się od niego i usiadła na krześle.-Nie wiem skąd on tu się wziął. Nie poszłam do gabinetu trenera, wywalą mnie z pracy.-powiedziała bezradnie ocierając krew wypływającą z kącika jej ust.
-Nikt Cię nie wywali. Dzisiejszy trening został odwołany, trenerowi coś wypadło, wszyscy są już w domach.-odpowiedział delikatni się do niej uśmiechając.-Ty też raczej powinnaś.
-Skąd to wszystko wiesz? W ogóle dlaczego tu jesteś?-zapytała uświadamiając sobie, że są przecież na Alianz Arenie.
-Mówiłem, że jestem piłkarzem. Chodź odwiozę Cię do domu.-odpowiedział, a ona wstała i razem udali się do jego samochodu.
-Bardzo blisko mieszkasz.-powiedział kiedy dojechali pod kamienicę.
-Dopiero dzisiaj się o tym dowiedziałam. Może wejdziesz na kawę?-zapytała wysilając się na uśmiech.
-Nie chcę nadużywać Twojej gościnności, bo..
-Nie ma żadnego bo. Mam dobre ciasto marchewkowe.-uśmiechnęła się do niego całkowicie szczerze.
-Przekupiłaś mnie.-zaśmiał się i wspólnie poszli na górę.

-Przepraszam, że pytam, ale kim był ten mężczyzna?-zapytał po chwili ciszy panującej pomiędzy nimi.
-Mój były narzeczony.-odpowiedziała z lekkim grymasem na twarzy.-Zostawił mnie w kościele, powiedział, że jednak mnie nie kocha i dlatego przyjechałam do Monachium. Miałam zamiar zacząć nowe życie, życie bez niego, a tu nagle pojawia się nie wiadomo skąd i wmawia mi, że mamy rozmawiać o nas. Komiczne, nie uważasz?-zapytała kończąc swoją kawę.
-Idiota. Jak można zostawić tak wspaniałą kobietę jak Ty?-zadał jej pyanie retoryczne, na co Stachurska obdarzyła go pięknym uśmiechem.-Ale wiesz co? Ja go kojarzę, ale nie wiem skąd. Jego twarz wydaje mi się strasznie znajoma, ale może mi się tylko wydaje.
-Jest siatkarzem może dlatego.
-Może, ale nie rozmawiajmy już o nim. Co powiesz na małą wycieczkę po Monachium?-zapytał
-Ja znam tylko drogę do pracy i kilku sklepów. Ty chyba też.
-Mam w samochodzie przewodnik. No nie daj się prosić.-powiedział głosem małego dziecka na co Ania wybuchnęła głośnym śmiechem i zgodziła się na wspólne zwiedzanie miasta.
Odwiedzili Frauenkirche, Peterskirche i ogród angielski. Potem wybrali się na spacer wzdłuż Izary. Ten dzień oboje spędzili wyjątkowo miło. Mimo tego, że każde z nich nie miało zamiaru poznawać kogoś kto wzbudzi szybsze bicie serca wyłamali się z tej zasady. Po wspólnej kolacji pospiesznie udali się do mieszkania Lewandowskiego. Pretekstem było wspólne obejrzenie filmu, ale już po kilku minutach jego trwania zaczęli się do siebie zbliżać. Jego usta błądziły po jej szyi, a ona nie pozostając mu dłużna odwzajemniała jego gesty. Powoli pozbywali się nawzajem części swojej garderoby. Prawie nadzy udali się do wielkiej i ciemnej sypialni.
Kochali się niespiesznie, jakby czas nie trzymał bicza nad nimi, jakby zegary nie odliczały upływających minut, a sekundy w panice nie próbowały gonić swoich poprzedniczek w równomiernym rytmie ucieczki od teraźniejszości, kochali się tak, jakby teraz miało trwać wiecznie, a przeszłość ani przyszłość nie miała dostępu.* Po kilku godzinach oboje zasnęli. Ona wtulona w jego ramiona, on czujący jej równomierny oddech na swojej klatce piersiowej.

Dzisiaj nieco krótszy rozdział, ale w końcu coś ciekawego się wydarzyło.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, ale na prawdę nie oczekuję od Was samych pozytywów. Jeśli coś Wam się nie podoba to proszę napiszcie o tym. Przyjmę krytykę i postaram się poprawić popełniane błędy.
Nowy rozdział dodam jeśli pod tym będzie co najmniej piętnaście komentarzy.
Pozdrawiam, Patrycja :*

*Katarzyna Grochola "Rzymskie wakacje".

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 4



Zadowolona z tego, że wszystko układa się po jej myśli dosłownie w podskokach po pracy wstąpiła do supermarketu po dwie butelki wina. Stwierdziła, że jakoś musi uczcić swój sukces, a to, że następnego dnia miała wolne pomogło jej w wyborze sposobu świętowania. Mogła iść do jakiegoś klubu, ale wolała posiedzieć sama i napawać się tymi chwilami. Przygotowała swoje ulubione ciasto czekoladowe, otworzyła alkohol i rozsiadła się przed telewizorem poszukując jakiegoś sensownego filmu. Jednak poszukiwania na nic się nie zdały i po kilku minutach telewizor został wyłączony, a Stachurska rozpoczęła prawdziwą ucztę konsumując całą blachę ciasta i opróżniając zakupione butelki wina.
Rano obudziły ją głośne krzyki sąsiadów. Nie było dnia, żeby się nie kłócili. Z ogromnym trudem udało jej się podnieść z kanapy i dojść do łazienki. Dopiero zimny prysznic nieco ją ożywił. Była strasznie głodna, a głowa mało co jej nie eksplodowała. Zakładając na siebie luźny dres poszła na zakupy do pobliskiego marketu. Jak zwykle w jej lodówce nie było nawet butelki wody dlatego męczący spacer do sklepu był koniecznością. Przechodząc pomiędzy półkami szukała działu z jakimiś proszkami. Rzadko kiedy faszerowała się jakimiś lekami, ale dzisiaj był przypadek wyjątkowy.
-Jeśli jeszcze raz sięgnę po to zasrane wino to niech mnie ktoś zabije-westchnęła sama do siebie w swoim ojczystym języku próbując sięgnąć po odpowiednie opakowani.
-Nie trzeba tak od razu popełniać tak drastycznych czynów-zaśmiał się zupełnie obcy jej mężczyzna i podał tabletki.
-Dziękuję.-odparła i już miała odchodzić kiedy przypomniała sobie, że mówiła przecież po polsku, a on w tym języku też jej odpowiedział.-Jesteś Polakiem?-zapytała.-To znaczy pan jest.-poprawiła się w natychmiastowym tempie.
-Jestem. Nie pan, tylko Robert.-wyciągnął dłoń w jej kierunku.
-Ania.-odwzajemniła jego gest i lekko się uśmiechnęła.-Miło mi.
-A więc Aniu od dawna tu jesteś?-zapytał podążając za nią w kierunku kasy.
-Od niedawna. A Ty?
-Od wczoraj. Pracujesz, uczysz się? Przepraszam, że tak pytam, ale...
-Nie ma problemu. Właściwie to fajnie, bo nie znam tu nikogo z Polski. Pracuję od przedwczoraj jako dietetyk. Ty czym się zajmujesz?
-Jestem piłkarzem.
-Następny.-powiedziała cicho, ale wystarczająco głośno, żeby jej rozmówca mógł to usłyszeć.
-Co miało znaczyć słowo "następny"?-zapytał, a Stachurska płacąc za swoje zakupy wzruszyła ramionami i szybko wyszła ze sklepu pozostawiając tam zdezorientowanego piłkarza.

Kolejnego dnia o siódmej była już w swoim gabinecie i czekała na szefa, który dzisiaj miał powierzyć jej pierwsze poważne zadanie. Spóźnił się ponad dwadzieścia minut, ale prezesowi można było.
-Witam panią. Nie mam za dużo czasu, więc przejdę do rzeczy. Zgodziłaby się pani na zmianę otoczenia?
-W sumie to tak.-wahała się, ale widząc minę Lermana wiedziała, że nie może odmówić jeśli nadal chce mieć tą pracę.
-To świetnie. Przeglądając pani CV zauważyłem, że uprawiała pani jakiś tam sport dlatego od razu wiedziałem, że to pani przydzielę to zadanie. Od jutra zmienia pani miejsce swojej pracy na Alianz Arenę.-uśmiechnął się po chwili dodając-Ma pani jakieś pytania?
-Nie, a właściwie to tak. Gdzie jest ta Alianz Arena?-zapytała nie mając pojęcia co to za miejsce.
-Wszystko ma pani napisane na tej kartce. Zresztą każdemu taksówkarzowi wystarczy powiedzieć Alianz Arena i wiadomo gdzie jechać. Do zobaczenia i powodzenia pani Anno.
-Do widzenia.-odpowiedziała i w myślach zwyzywała szefa za nazwanie karate jakimś tam sportem.
Po powrocie do domu miała zamiar poszukać informacji na temat nowego miejsca pracy, ale Mario jej na to nie pozwolił czekając na nią pod kamienicą.
-No w końcu. Panno Stachurska ileż można czekać? Mówiłaś, że kończysz o piętnastej, a jest już siedemnasta.-zapytał udawając nieco obrażonego.
-Panie Gomez nie każdy porusza się tak jak pan tylko samochodem. Ludzie też czasem chodzą pieszo, wiesz?-zaśmiała się i razem weszli do jej mieszkania.
-A tak właściwie to jak w tej pracy? Szef do zniesienia?-zapytał jedząc zrobione przez Anie ciasto marchewkowe.
-Może być. Od jutra i tak jestem przeniesiona w inne miejsce, więc na szczęście nie będę się z nim zby często widywać.
-To super. A jakie nowe miejsce? Już tak szybko awansowałaś?
-Awansowałam?! Dobre. Nawet nie wiem kim będę się zajmować, bo z wypowiedzi prezesa wywnioskowałam, że chodzi o jakiś sportowców.
-Szczęściarze, że będą mieć taką panią dietetyk. Poza tym nie masz się czym stresować w Monachium są sami dobrzy sportowcy.
-Wszyscy za wyjątkiem Ciebie chciałeś raczej powiedzieć.
-Wątpisz w moje umiejętności?-zapytał zrywając się z miejsca.-Chodź pokażę Ci.
-Oszalałeś? Nie mam ochoty patrzeć jak latasz jak opętany za piłką. Oglądamy jakiś film?
-Jak sobie życzysz, ale ja wybieram.
Po obejrzeniu kilku filmów, które miały być straszne, a okazały się śmieszne Mario wrócił do siebie, a Ania od razu poszła spać.

Rano z porządnego snu zerwała się dopiero gdy przekładając poduszkę na drugą stronę zerknęła na zegarek.
-Cholera zaspałam!-krzyknęła sama do siebie zdając sobie sprawę z tego, że za 30 minut zaczyna pracę, a nie wie gdzie to jest. Od razu chwyciła za telefon i próbowała się dodzwonić na taxi, ale bezskutecznie. Przeszukała listę kontaktów i wybrała numer Gomeza:
-Mario. Błagam, zaspałam, przyjedź po mnie. Tak, musisz. Tylko szybko, czekam!-krzyknęła do telefonu i zaczęła sie ubierać. Po piętnastu minutach usłyszała dzwonek do drzwi i biorąc tylko torebkę wybiegła z mieszkania mało co nie zabijając piłkarza.
-Gdzie mam Cię zawieść?-zapytał spokojnie gdy biegli do samochodu.
-Powiem Ci w samochodzie, już szukam adresu.
-No masz?-zapytał widząc, że Ania nie może znaleźć kartki.
-Cholera nie!-krzyknęła-Ale wiem. Masz mnie zawieść na Alianz Arenę.-powiedziała, a piłkarz od razu ruszył.
-No to wygląda na to, że będziemy się częściej spotykać.-powiedział z uśmiechem kiedy wysiadali z samochodu.
-Dlaczego?-zapytała patrząc na niego jak na idiotę.
-To właśnie w tym klubie gram droga koleżanko.-odpowiedział i zniknął za jedynymi z metalowych drzwi.
Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że ma jeszcze 10 minut, więc usiadła na jednym z krzesełek pod odpowiednimi drzwiami, nie sądziła, że jest tu dosłownie pięć minut drogi samochodem.
-Ania?-usłyszała głos jakiegoś mężczyzny i podniosła wzrok w górę.
-Co Ty tu robisz?-zapytała zdziwiona.
-To samo pytanie mógłbym zadać Tobie.

__________________________________________________
Dość dziwne pierwsze spotkanie, ale właśnie takie miało być. 
Zauważyłam po Waszych komentarzach, że oczekujecie ze strony i Roberta
i Ani czegoś w stylu wielkiej miłości, ale nie do końca tak właśnie będzie. 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i szczere opinie, ale z rozdziału na rozdział 
jest ich coraz mniej. W porównaniu z wyświetleniami to jedna na sto osób zostawia
tu po sobie jakiś ślad. Miło by było gdybyście częściej komentowali, bo to na 
prawdę strasznie motywuje do dalszego pisania.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie nie potrzeba żadnych ciepłych krajów, żeby umierać z gorąca. 
Dzisiaj na termometrze 42 stopnie. 




piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 3


Pustka. To jedyne określenie, które w danym momencie mogło opisać jej życie. W jej sercu nie było już żadnych uczuć, a w mieszkaniu niczego. Może zbyt pochopnie podejmowała decyzje. Może będzie żałować ich do końca swojego przepełnionego nieszczęściem życiem. Może tak, a może nie. Stała pod swoją klatką z czterema ogromnymi walizkami i parasolem nad głową. Taksówka przyjechała spóźniona o ponad dziesięć minut przez co Stachurska okropnie zmarzła. Jesienna pogoda dawała o sobie znać i nad Warszawą od kilku dni krążyły ciemne, deszczowe chmury. Jadąc na lotnisko analizowała swoje postępowanie. Zachowała się nie etycznie. To nie było w jej stylu, ale ludzie się zmieniają. Opuszczała Warszawę bez pożegnania z rodziną i przyjaciółmi. Ale co miała zrobić? Gdyby ich powiadomiła o swoich zamiarach zmusiliby ją do pozostania w stoicy, a tego nie chciała. Z rozmyślań wyrwał ją głos kierowcy, który wyjmował z bagażnika jej walizki. Podziękowała mu i z wielkim trudem doszła na odprawę. Po czterdziestu minutach siedziała wygodnie w samolocie do Niemiec. Dlaczego akurat ten kraj? Język niemiecki miała opanowany do perfekcji, a poza tym nie miała tam nikogo znajomego; żadnej rodziny, ani przyjaciół. Tylko ona i nowe życie. Zaraz po wzbiciu się maszyny w powietrze wystukała sms'a na swoim telefonie:

Nie martwcie się. Żyję i mam się świetnie. Postanowiłam zacząć nowe życie. Życie bez Michała, bez Polski, bez wszystkich dotychczasowych wspomnieć. Nie szukajcie mnie, bo jeśli znajdziecie to przysięgam, że urwę z Wami kontakty, a tego chyba nikt nie chce. Będę pisać i dzwonić, żebyście się nie martwili. A gdzie jestem zdradzę Wam dopiero jak wszyscy ochłoniecie.
Kocham i całuję. Ania


Po godzinie lotu samolot wylądował, a Anna wraz innymi pasażerami opuściła jego podkład. Odbiór bagaży i wszystkie inne duperele zajęły jej ponad godzinę. Dzięki Bogu, że wynaleziono te wózki na bagaże, bo nigdy w życiu nie doniosłaby ich do taksówki. Podała kierowcy adres i po aż dwóch godzinach znalazła się pod małą kamienicą. Podziękowała i pożegnała się ze starszym mężczyzną po czym została sama na środku chodzika z wielkimi walizkami moknąc w deszczu. Pojedynczo wnosiła bagaże na czwarte piętro budynku.
Cała mokra od potu i deszczu od razu po zamknięciu drzwi udała się pod prysznic i ubrała w ciepłe dresy.
Zrobiła sobie ciepłą malinową herbatę i rozsiała się na kanapie włączając telewizor.  Jednak równie szybko go wyłączyła, gdyż przypomniało jej się, że przecież nie wykupiła żadnej kablówki ani nic w tym stylu. Z przyzwyczajenia sięgnęła po telefon. Ujrzała 97 nieodebranych połączeń, z czego aż 11 należało do nieznanego jej numeru. Nie wiedząc kiedy powieki zaczęły jej się zamykać i zasnęła na kanapie.

Nowy dzień w nowym życiu rozpoczęła od rozpakowania się. Skończyła dopiero w południe. Przebrała się w miarę wyjściowy strój chwyciła do ręki telefon, mapę miasta i wyszła z mieszkania. Zawsze sądziła, że ma w miarę dobrą orientację w terenie jednak teraz zupełnie nie umiała sobie poradzić z dojściem do galerii handlowej, która wydawała się być dość blisko od jej miejsca zamieszkania. Zrezygnowana usiadła na ławce w pobliskim parku i po raz kolejny zaczęła "studiować" mapę. Jak na złość znowu zaczął padać deszcz, a ona wierząc w poranne słońce nie wzięła ze sobą parasola. Ściana deszczu pojawiająca się dosłownie znikąd zmoczyła Annę doszczętnie, a z mapy, którą nadal trzymała w ręku pozostała jedna plama i kilka strzępków papieru. Bezradnie rozejrzała się dookoła i po raz drugi tego dnia opadła na ławkę głośno wzdychając. Była w jakimś parku, obok nie było żadnego sklepu, kiosku po protu nic. Jak zawsze uwielbiała takie miejsca teraz miała ochotę najzwyczajniej w świecie zabić samą siebie za to, że nie pojechała do galerii taksówką. Zachciało się jej spacerów.
-Przepraszam pomóc w czymś?-usłyszała męski głos i dopiero wtedy przestała wyzywać na siebie w myślach.
-Nie, dziękuję.-odburknęła nawet na owego osobnika nie spoglądając.
-A może jednak? To była mapa?-zapytał lekko rozbawiony wyciągając jej z dłoni pozostałość.
-Niestety już tylko była.
-Może jakoś pomogę? Gdzie chciałaś się dostać? Jesteś cała przemoczona.
-Do galerii, ale teraz marzę tylko o powrocie do mieszkania.
-To wstawaj podwiozę Cię.-widząc na sobie dziwny wzrok Stachurskiej od razu zaczął ponownie mówić.-Jeśli chcesz oczywiście. Jestem Mario i zawszę służę pomocą.
-Anna.-odpowiedziała i podała mu dłoń.-Jestem jak już zauważyłeś cała przemoczona i nabrudzę Ci w samochodzie.
-Nie przesadzaj i chodź.-dziewczyna nie widząc innego wyjścia wstała i podążyła za mężczyzną. Kiedy dojechali pod jej kamienicę Ania postanowiła jakoś mu się odwdzięczyć.
-Wejdziesz może na kawę, albo herbatę?-zapytała. Albo na coś innego, nie wiem co lubisz.-dodała po
chwili.
-Może być herbata.-odpowiedział z uśmiechem i podążył za Stachurską do jej lokum.
-Ładnie tu masz.-powiedział siadając przy kuchennym stole.
-Nie jest tak jakbym do końca chciała. Mieszkam tu od wczoraj, a wnętrze urządzał poprzedni właściciel.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jak stali dobrzy znajomi, a znali się zaledwie kilka godzin.
-Czy się tak właściwie zajmujesz?-kiedy przyszła kolej na zadanie pytania przez Anię zapytała właśnie o to.
-Na prawdę nie wiesz?-zapytał zdziwiony, ale widząc jej zmieszaną minę od razu odpowiedział.-Jestem piłkarzem w tutejszej drużynie.
-Aha. Przepraszam Cię, ale w nawet najmniejszym stopniu nie interesuję się piłką nożną. Co nie znaczy, że stronię od sportu, broń boże.-odpowiedziała szczerze się uśmiechają. Widząc spojrzenie Mario mówiące, aby kontynuowała zaczęła mówić dalej.-Uprawiam karate, a właściwie to uprawiała. Byłam reprezentantką Polski i muszę się pochwalić, że udało mi się uzbierać kilka ważnych medali, ale dość niedawno przytrafiła mi się kontuzja, która wykroczyła mnie z dalszego uprawiania tego sportu. Co prawda mogę sobie pozwolić raz na jakiś czas podnieść nogę do góry-zaśmiała się w tym momencie-ale regularnie trenować już nie mogę. No, ale za bardzo jestem przyzwyczajona i biegam kilka razy w tygodniu. Tak wiesz zapobiegawczo.-oboje uśmiechnęli się do siebie.-A poza tym studiuję dietetykę w Warszawie. Zapewne zapytasz dlaczego tam, anie tu. Dla mnie to proste. Wiesz zaczęłam tam i tam chcę skończyć. Chociaż nie powiem na pewno będzie dość ciężko, ale to studia zaoczne, więc jakoś dam radę.
-Dlaczego wyjechałaś?-zapytał, a ona jak najlepszej przyjaciółce opowiedziała o tym co wydarzyło się ostatnio w jej życiu nie szczędzą na Kubiaka niepoprawnych epitetów.
Dopiero zegar z kukułką, który wisiał na ścianie w salonie przerwał ich rozmowę.
-Jeju, już północ. Na prawdę miło się z Tobą spędza czas, ale mam rano trening i muszę trochę się wyspać. Zresztą, zapewne sama rozumiesz.-Ania kiwnęła głową przytakując.-Dasz mi swój numer?-zapytał ni z gruszki ni z pietruszki. Jednak Stachurska chcąc jeszcze kiedyś z nim porozmawiać zgodziła się i po chwili dyktowała mu ciąg cyfr. Pożegnali się, a ona od razu po jego wyjściu rzuciła się na łóżko i odpłynęła do krainy Morfeusza.

Biegała z łazienki do sypialni przez ponad godzinę. Starała się wyglądać jak najlepiej. W końcu nie codziennie ma się rozmowę o pracę. Wypicowana do granic możliwości wsiadła do czekającej na nią taksówki pojechała w wyznaczone miejsce. Miasto robiło na niej wrażenie. W Warszawie było pięknie, ale tutaj to co innego. Inni ludzie, kultura, tradycje. Przez to wszystko był dla niej takie niesamowite. Wysiadła z pojazdu i głośno wypuściła z ust powietrze. Szybkim krokiem weszła do ogromnego budynku i podeszła do recepcji.
-Dzień dobry, byłam umówiona na rozmowę w sprawie pracy z panem...-nie dane jej był dokończyć, ponieważ rudowłosa dziewczyna w mniej więcej jej wieku przerwała jej.
-Witam. Pani Anna Stachurska? Jeśli tak dwunaste piętro, pokój pięćset trzy. Pan Lerman już na panią czeka.
-Dziękuję.-odpowiedziała tylko i udała się do windy wcisnęła odpowiedni przycisk i chwilę później była na odpowiednim piętrze. Z ogromną obawą zapukała do ogromnych drewnianych drzwi. Jej obawy okazały być się bezsensowne, ponieważ dostała upragnioną pracę, a Josef okazała się być bardzo miłym człowiekiem. Już następnego dnia cała w skowronkach o siódmej rano siedziała w swoim nowym gabinecie przeglądając dokumenty.

_________________________________________________

Jak myślicie do jakiego niemieckiego miasta wyjechała Anna? 
Przepraszam jeśli rozczarowuję Was tym, że nadal nie spotkała Roberta, 
ale ułożyłam sobie już dokładny plan ich pierwszego spotkania zanim
zaczęłam pisać to opowiadanie i będzie ono takie nieco inne niż w poprzednich. 
Chciałam Wam też podziękować za te wszystkie komentarze. W sumie nie miałam zamiaru dodawać dzisiaj nowego rozdziału, bo w moim życiu ostatnio nic nie jest idealne i jednym słowem wszystko co dobre się pieprzy, ale widząc aż taką ilość Waszych opinii po prostu musiałam i cholerni dziękuję, że tu jesteście. 

+ jeśli ktoś z Was ma ochotę na historię przepełnioną prawdziwą miłością polecam to opowiadanie
wylałam hektolitry łez nad losami głównej bohaterki i Bartmana, ale było warto, bo czegoś tak
ekscytującego nie czytałam jeszcze nigdy wcześniej.  
Mam nadzieję, że autorka nie obrazi się za udostępnienie jej twórczości, ale na prawdę nie mogłam się powstrzymać.