piątek, 27 września 2013

Rozdział 13 + zakończenie




Stara miłość nie rdzewieje? Na pewno jest w tym jakieś ziarno prawdy. Kochając kogoś nigdy nie da się wymazać tego uczucia ze swojego serca. Można zapomnieć, ale nie wyrzucić. Nie ma jej w pobliżu i wszystko jest tak jak przewidujemy, ale gdy po raz kolejny pojawia się w naszym życiu mówiąc "Kocham" nasze serce zaczyna bić dla tej osoby ponownie. Głupie? Bardzo. Tym bardziej gdy owa osoba wcześniej rani nas, a przez nią nasze serce krwawi z bólu.

Natłok myśli przytłaczajał Annę. Sądziła, że Michał dla niej jest tylko Michałek Kubiakiem, tym polskim siatkarzem, jednak myliła się. Nadal go kochała. Ranił ją, ale to uczucie nadal nie przeminęło. Przeszli razem tyle wzlotów i upadków. Ciągle nosiła przy sobie ich wspólne zdjęcie skryte na dnie ulubionej skórzanej torby. Nie wyjmowała go, aż do dnia, w którym pojawił się w gabinecie. Wpatrując się w fotografie, która przedstawiała ich razem, szczęśliwych powróciły wszystkie wspomnienia, a łzy zalały jej twarz. Kilka godzin spędziła na płaczu siedząc skulona pod ścianą. Popełniła największy błąd swojego życia wyjeżdżając do Niemiec. Mimo, iż Michał to zwykły skurw*syn pragnęła po raz kolejny spróbować. Nie wiedziała jednak jednego. Jak ma zachować się w stosunku do Roberta? Przecież dopiero wyznała mu miłość, a teraz ma powiedzieć, że odchodzi? Nie potrafiła tego zrobić. Zdążyła zapoznać się z jego wrażliwością i subtelnością. Robert wbrew pozorom był kruchą istotą, która potrzebuje uczucia, a ona dała mu żmudną nadzieję.
Nie mając odwagi wyjawić mu prawdy prosto w oczy wyjęła kartkę i rozpoczęła pisać:


Drogi Robercie!


Przepraszam. Na prawdę przepraszam. Nigdy nie chciałam Cię ranić, ale to zrobiłam. Po raz kolejny Cię zawiodłam. Obiecuję jednak, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Wyjeżdżam i nie wrócę. Nigdy więcej nie zniszczę Twojego życia. Doskonale wiem co o mnie teraz myślisz, ale masz do tego pełne prawo. Tak, zachowuję się jak szm*ata. Mimo wszystko dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś. 
Jesteś wspaniałym mężczyzną i jestem przekonana, że odnajdziesz soje szczęście już niebawem. Spotka Cię ono w najmniej spodziewanym momencie.  Zawsze będę trzymać kciuki za Twoje dobro, bo w pełni na nie zasługujesz. Wiem też, że doskonale dasz radę na boisku i doprowadzisz do wielu sukcesów. 

                                                           Powodzenia i przepraszam, 
                                                                                                             Anna. 


W ekspresowym tempie spakowała swoje obecne życie w walizki i odjechała taksówką wpatrując się w białą kopertę trzymaną w dłoniach. Wysiadła z pojazdu i wrzuciła ją do skrzynki Lewandowskiego. Popatrzyła w jego okno. Był w domu, świeciło się światło, zapewne na nią czekał. Nie chcąc myśleć o tym co byłoby gdyby zrezygnowała powróciła do taksówki i udała się na lotnisko. Lot do Katowic dłużył jej się niemiłosiernie. Mimo, iż trwał niespełna trzy godzin ona czuła się gorzej niż po kilkunastogodzinnej podróży. 
Zostawiła większość bagażu w przechowalni i busem udała się do Jastrzębia. Stojąc pod kubiakowymi drzwiami cała zaczęła drżeć z ogromnym trudem wcisnęła dzwonek. Otworzył jej po kilku sekundach. Wyglądał tak jak za czasów ich wspólnego pomieszkiwania. Widząc byłą ukochaną na jego twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a ona wydusiła z siebie trzy słowa:
-Potrafisz mi wybaczyć?-zapytała, a siatkarz nie odpowiadając namiętnie wpił się w jej usta.


On wybaczył, ona wybaczyła. On się zmienił, ona się zmieniła. Po raz kolejny odkryli siebie nawzajem. 
Przeżywali chwilę szczęścia, a także słabości. Żyli w zgodzie, a także się kłócili. Nie żyli idealnie, ale żyli dla miłości. Miłości dla zalet i wad. Kochali się. Tworzyli wspólnie mieszankę wybuchową, która pomagała im w przetrwaniu każdego zła. 
Ona dietetyczka, on siatkarz. Oboje cholerycy. Oboje oddani pasji. Oboje kochani i kochający. 

A piłkarz? Lata świetności mijają, ale osobowość pozostaje. Chociaż nie zawsze w pełni formy fizycznej jak i psychicznej to zawsze kochany i kochający. Przez kogo? Przez temperamentną blondynkę tak różną od niego, że aż momentami nierealną, lecz mimo wątpliwości prawdziwą.


Koniec.


Wszystko kiedyś ma swój koniec. Dziś przyszła pora na zakończenie historii niezdecydowanej Anny, bezwzględnego Michała i wrażliwego Roberta. Nie bez powody podsumowanie ich dalszego życia wygląda tak jak widzicie. Chciałam Wam przez to przekazać coś cholernie ważnego, coś co sama w ostatnim czasie zrozumiałam. Jeśli kogoś na prawdę kochamy nie odwracajmy się od tej osoby przez jej wady, starajmy się pomóc w ich przezwyciężeniu poprzez obdarzenie uczuciem. Ania i Michał mimo, iż ich związek był niedorzeczny i zakończył się w niemiły sposób dopiero po serii zdarzeń, po straceniu czasu, który mogli spędzić wspólnie zrozumieli swoje postępowanie. I to nie tylko Michał ponosił winę za rozpad ich związku, ale i Ania, która poddała się bez walki o swoją miłość. 


Dziękuję! 
Dziękuję za ponad dwadzieścia trzy tysiące wyświetleń w dość krótkim czasie trwania tego opowiadania. 
Dziękuję za każdy komentarz, który motywował mnie do dalszego pisania.
Dziękuję za każde słowa wsparcia w trudnych dla mnie chwilach. 
Dziękuję za samą Waszą obecność. 

Na jakiś czas żegnam się z publikacją moich wyobrażeń. Nie mam obecnie czasu nie tylko ze względu na szkołę, ale i życie, w którym ostatnio dzieję się masa rzeczy. 
Jeśli wrócę to na pewno Was poinformuję. Dziękuję jeszcze raz! 

Patrycja :* 





piątek, 20 września 2013

Rozdział 12




-To co powiedziałaś było prawdą?-zapytał kiedy kolejnego dnia odwiedziła go w szpitalu. Słysząc te słowa wypowiedziane jego ustami nogi się pod nią ugięły.
-Robert.-wychrypiała, a z oczu popłynęły jej łzy. Płakała i nie miała zamiaru tego ukrywać. Płakała bo była szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Słysząc jego głos, widząc poruszające się dłonie w jej egoistycznym sercu pojawiła się radość, radość z posiadania miłości do niego.-Tak to prawda. Kocham Cię.-wypowiedziała siadając na skraju szpitalnego łóżka.-Bardzo Cię kocham.-na twarzach obojga pojawił się uśmiech.
-Ja Ciebie też kocham Aniu.-oparł się na łokciach i złożył na jej ustach subtelny pocałunek.
-No proszę, proszę.-do sali wszedł mężczyzna średniego wzrostu, którego Stachurska kojarzyła, ale nie znała.-Ja tu przyjeżdżam tyle kilometrów, bo mówią mi, że umierasz, a Ty wymieniasz czułości z...-tu jego głos się zawiesił.
-Z Anią, moją dziewczyną.-dopowiedział pewnie Lewandowski, a na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Po rytualnym zapoznaniu Sławek Peszko-jak później się okazało posiedział z nimi około dwóch godzin i musiał wracać do nowego klubu.


Po trzech dniach pobytu w niemieckim szpitalu Robert otrzymał wypis i powrócił do swojego mieszkania w towarzystwie Anny. Zgodziła się na "wspólne mieszkanie", ale tylko na okres czasu, aż Lewy nie wróci do pełni zdrowia. Wspólne posiłki, czy oglądanie filmów stało się ich rytuałem. Stachurska wzięła dziesięciodniowy urlop, więc cały ten czas spędzili we dwoje izolując się od reszty świata i napawając szczęściem. Jednak błoga sielanka minęła z prędkością światła i w zimny poniedziałkowy poranek para została zbudzona przez znienawidzony dźwięk budzika. Oboje niechętnie wyszli z ciepłego łóżka i po skończeniu porannej toalety oraz śniadania opuścili mieszkania udając się na podziemny parking. Droga na Alianz Arenę była katastrofą. Dlaczego? Odpowiedź mogła być tylko jedna, Anna Stachurska za kierownicą i instruktor Robert Lewandowski na miejscu pasażera. Całą drogę spędzili na sprzeczaniu się o swoje umiejętności do prowadzenia samochodu. Dopiero po ponad godzinie znaleźli siuę na przy stadionowym parkingu. Piłkarzy gdy tylko auto zatrzymało się w miejscy wyskoczył z niego i wyrwał ukochanej kluczyki z dłoni.
-Nigdy więcej.-powiedział głośno wypuszczając powietrze.-Kocham Cię.-cmoknął ją w usta i zniknął za drzwiami prowadzącymi do szatni. Ona natomiast udała się do swojego gabinetu. Czekała tam na nią masa papierkowej roboty, z którą musiała uporać się do końca dnia. Bezradnie rozłożyła ręce i wydała z siebie jęk niezadowolenia po czym rozpoczęła wypisywanie druków.
-Proszę!-krzyknęła słysząc pukanie do drzwi.-Co ty tu robisz?!-krzyknęła nie czekając, aż jej gość się odezwie.
-Potrafisz mi ponownie wybaczyć?-zapytał on, Michał Kubak klękając przed nią.
-Michał. Oszalałeś? Wstań i wyjdź.-powiedziała powstrzymując łzy.
-Dobrze.-odpowiedział, czym ogromnie zdziwił byłą narzeczoną.-Chciałem Cię tylko przeprosić i powiedzieć, że nadal kocham. Żegnaj.-powiedział patrząc prosto w oczy po czym wyszedł pozostawiając dziewczynę w osłupieniu. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zmienił się? To niemożliwe, przecież to Kubiak, ten Kubiak, który jeszcze niedawno pozostawił ją samą. Na wspomnienie o tamtym dniu w jej wnętrzu wybuchł pożar, a ona nie opanowując emocji rzuciła laptopem o ścianę, zaraz po tym kopiąc stopą w biurko. Wybiegając z gabinetu zdążyła uderzyć pięścią w lustro, które rozbiło się na małe kawałeczki raniąc jej dłoń. Usiadła na ławce starając się uspokoić. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nadal go kocha. Nie może usunąć go ze swojego serca, bo najzwyczajniej w świecie nie zapomniała o uczuciu, którym darzyła. Bez zastanowienia podniosła się z miejsca i poszła pieszo do mieszkania.




Ufff....Tydzień grozy-tak mogę podsumować to co działo się przez pięć szkolnych dni. Nidy nie uczyłam się tylko rzeczy naraz, ale chyba jakoś dałam radę. Właśnie oglądam siatkówkę i kibicuję biało-czerwonym. Wpadłam ostatnio w szał na Wronę i nie potrafię powstrzymać się od oglądania filmików tego gościa i czytania jego bloga jeszcze z Bydgoszczy. Uwielbiam go <3 


Pozdrawiam i życzę udanego weekendu oraz tygodnia. Patrycja :*


piątek, 13 września 2013

Rozdział 11



Słowa Mario dały napastnikowi wiele do myślenia. Całą najbliższą noc spędził na analizowaniu jego relacji ze Stachurską. Mimo tylu godzin nad tym spędzonych nie wywnioskował niczego sensownego, niczego wartego zabierania czasu takiej kobiecie jak Anna. Zdał sobie sprawę z tego, że już nigdy nie połączy ich noc spędzona wspólnie, już nigdy jej nie poczuje. Bał się konicznych spotkań w klubie, nieuniknionych rozmów we dwoje. Wszystko w aspekcie zawodowym, ale i tak nie dawało mu poczucia stabilności. Zmiana klubu nie wchodzi w grę, urlop tym bardziej. Pozostaje stawić czoła problemom, a on temu nie podoła. 

Tysiące myśli wirujących w głowie nie pozwoliło mu zmrużyć oka nawet na kilka sekund. Bezczynne gapienie się w sypialniany sufit nie dawało mu oderwać się od problemów. Założył pierwsze lepsze ubranie, zgarnął kluczyki od samochodu i odjechał z piskiem opon. Nie zważając na prędkość i otoczenie bezmyślnie błąkał się po ulicach Monachium. Dopiero teraz poczuł jak bardzo brakuje mu Dortmundu. Nie samego miasta, ale i wspaniałych kolegów z drużyny, których śmiało nazwać mógł przyjaciółmi jak i trenera, który był dla niego niczym ojciec. Chwalił, ale potrafił także porządnie zmobilizować swoją krytyką. Tutaj rozwija się pod okiem Guardioli, ale poza tym nic go nie uszczęśliwia. W samej szatni nie ma tej wspaniałej jaka była w żółto-czarnych. Gdyby był w Dortmundzie na pewno ktoś pomógłby mu w tej sytuacji i siedziałby właśnie u Ani, a nie przemierzał ulice miasta. Zatracając się w swoich myślach nie zauważył sygnalizacji świetlnej i wjechał na skrzyżowanie kierując się wprost na rozpędzonego tira. Jedyne co zapamiętał to huk i nieopisany ból, który przeszył całe jego ciało.

Zniesmaczona podążała pieszo w kierunku Alianz Areny. Nie miała najmniejszej ochoty iść do pracy mimo, iż bardzo ją lubiła. Fakt, iż spotka tam Lewandowskiego przerażał ją. Opóźniała swoje kroki jak tylko mogła, ale w końcu musiała zmierzyć się z ogromnymi drzwiami prowadzącymi do środka stadionu. Z wielką siłą pchnęła je i od razu podążyła do swojego gabinetu. Zdziwiła ją cisza jaka panowała w szatni piłkarzy. Zawsze panował tam hałas, a śmiech większości słychać było do razu po wejściu. Nie weszła jednak do nich, ale po chwili została zaproszona tam przez trenera.
"Robert miał wypadek. Leży w śpiączce, a jego życie jest poważnie zagrożone." Kiedy usłyszała te słowa z ust dyrektora do jej oczu napłynęły łzy. Bezmyślnie wybiegła z budynku i stanęła na środku parkingu wyzywając na samą siebie. Nie minęło kilka sekund, a tuż za nią stał nikt inny jak Mario Gomez. Nie pytając o nic chwycił ją pod rękę i zaprowadził do swojego samochodu odjeżdżając w kierunku szpitala. 

Na salę udał jej się wejść bez zbędnych problemów. Dzięki obecności Gomeza recepcjonista uwierzył jej na słowo, że jest bliską osobą Lewandowskiego. Widząc go bezwładnie leżącego na szpitalnym łóżku i podpiętego do urządzeń masą kabelków po raz kolejny wybuchła płaczem. Przysiadła na krześle stojącym obok i chwyciła jego dłoń mocną ją ściskając. Jej myśli w ciągu kilku sekund krążyły tylko wokół poczucia winy. Może gdyby z nim porozmawiała, wytłumaczyła, powiedziała tą cholerną prawdę wszystko potoczyłoby się inaczej? Może siedzieliby teraz wspólnie się śmiejąc? Może snuli by teraz bezpodstawne teorie na temat ich wspólnej przyszłości? Może wspominaliby to jak się poznali?
-Robercie, kocham Cię. Na prawdę Cię kocham.-wypowiedziała i złożyła na ustach piłkarza lekki, ale czuły pocałunek.


Dzisiejszy rozdział bez dialogów, ale takie było moje zamierzenie co do niego. Strasznie dziwnie czuję się z tym, że dodaję tu coś tylko raz w tygodniu, jednak natłok obowiązków nie pozwala mi na nic częstszego.
Dopiero zaczynałam przygodę z tym opowiadaniem, a już dodaję jedenasty rozdział. Czas strasznie szybko mija, a ja z niczym nie nadążam. Momentami mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez kilka dni, aby porządnie odpocząć. 
Minął dopiero drugi tydzień w liceum, a ja już chyba z pięćset razy usłyszałam słowo "matura". Przeraża mnie ono. Zdecydowanie przeraża. 
Tradycyjnie już dziękuję każdemu kto czyta, komentuje, albo chociaż zagląda nie czytając. :) Komentarzy z rozdziału na rozdział jest coraz mniej, ale sama jestem sobie winna, gdyż rozdziały są coraz bardziej nudne, nic się nie dzieje, a w dodatku ich rozmiar pozostawia WIELE do życzenia. Także jestem ogromnie wdzięczna tym co wytrwali i nadal tu zaglądają, a w dodatku jeszcze czytają. 
Pozdrawiam i życzę powodzenia w nadchodzącym tygodniu oraz miłego weekendu :*






czwartek, 5 września 2013

Rozdział 10

-Coo?-zapytała jąkając się z ogromnego zdziwienia.-Nie mam ochoty na żarty, Robert.-powiedziała widząc jego grobową minę.-Bo to żarty tak? Robert!-krzyknęła dzięki czemu uzyskała odpowiedź od Lewandowskiego.
-Nie, to nie żarty, ale masz rację to bez sensu. Przepraszam.-odparł i wyszedł z mieszkania Stachurskiej pozostawiając za sobą woń swych perfum. Ona natomiast mimo tego, iż już go nie było nadal stała w miejscu i wpatrywała się w punkt, w którym widziała go kilka chwil temu. "Kocham Cię" z jego ust brzmiało inaczej, prawdziwie, ale i niedorzecznie. Oboje ustalili przecież, że łączyć ich będzie tylko seks bez zobowiązań. Minęło kilkanaście minut zanim ruszyła się z miejsca. Położyła się na łóżku, a jej myśli momentalnie skierowały się na uznanie siebie za winną. Zraniła go swoim zachowaniem, wykorzystała, by zaspokoić swoje potrzeby. Podniosła się z łóżka i chwyciwszy wazon stojący na komodzie z ogromną siłą rzuciła nim w lustro, które tak jak ten przedmiot rozprysło się na kilkaset kawałków.
-Pieprzona egoistka!-krzyknęła i wyjęła z szafy ogromną walizkę. Byle jak wrzuciła rzeczy i usiadła na kanapie zastanawiając się co chce zrobić. Miałaby po raz kolejny uciec od problemów? Nie! Tym razem stawi im czoła! Musi ponieść konsekwencję za swoje zachowanie. Uprzątnęła bałagan pozostawiony w sypialni i położyła się spać. Rano powitał ją uśmiechnięty od ucha do ucha Gomez wraz z Lisą.
-Cześć Aniu. Wpadliśmy na śniadanie. Nie wygonisz nas, prawda?-zapytał goszcząc się przy stole Mario.
-Nie skądże. Akuratnie przygotowywałam śniadanie, więc i dla Was starczy.
Po wspólnym posiłku Mario zawiózł córkę do przedszkola, ale zaraz po tym wrócił do mieszkania przyjaciółki.
-Mów!-krzyknął siadając na salonowej kanapie.
-O co Ci chodzi?-zapytała mając nadzieję, że piłkarz nie spostrzegł jej fatalnego samopoczucia.
-O Ciebie i Roberta. Wiem, że coś między Wami było, albo i nadal jest. Pytam tylko dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
-Nie było o czym mówić. Nie kocham go jeśli o to Ci chodzi.-odparła zajmując miejsce obok niego.
-Ale?-zapytał przekręcając jej twarz swoją stronę.-Tylko bez kłamania.
-Sypialiśmy ze sobą jakiś czas.-powiedziała i natychmiast spuściła wzrok w dół.
-Co k*rwa?! Jak to sypialiście?! Anka Ciebie poje*bało?! Ty wiesz...
-Tak, wiem!-również uniosła głos.-Zauważyłam jaki jest Robert. Wiem, że dałam mu niepotrzebne nadzieję, ale nie mogłabym okłamywać i jego i siebie.-widząc pytające spojrzenie przyjaciela opowiedziała mu całą historię ich przygodnych spotkań.
-Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego jak go zraniłaś?-zapytał już nieco spokojniej Gomez.
-A jak myślisz? Jest mi z tym ciężko. No, ale sam przystał na taki układ, nie użył ani jednego słowa sprzeciwu, nie dawał żadnych znaków, że oczekuje ode mnie czegoś więcej. Zrozum to.
-Staram się, ale nie wiem jak można być tak ślepym. Myślisz, że gdyby mu na tobie nie zależało to zachowałby się tak w stosunku do Michała? Nie znam go dobrze, ale widać po nim, że jest strasznie wrażliwy. Jeśli to jak go potraktowałaś wpłynie na jego grę to wiedz, że go zrujnowałaś. Mogłaś z zatrzymać Lewego i z nim porozmawiać, zamiast pozwolić po prostu wyjść. Cześć.-odpowiedział i wyszedł z jej mieszkania trzaskając drzwiami.

Lewandowski od wczorajszego wieczora siedział zamknięty w swoim mieszkaniu i topił smutki w alkoholu. Wiedział, że nie powinien ze względu na zbliżające się treningi i mecz, ale nie umiał postąpić inaczej. Żałował, że powiedział Ani prawdę. Gdyby jej nie znała nadal by się spotykali. Nadal mógłby czuć jej zapach, dotyk i wsłuchiwać się w aksamitny głos. Teraz będzie mógł widywać ją jedynie na Alianz Arenie podczas jakiś zawodowych rozmów. To co zrobił to niewątpliwie najgorsze co mógł.

Musiał w końcu wyjść z zacisza swojej sypialni i udać się na trening. Niestety Pep od razu zauważył to w jakim stanie się znajdował. Wszystko robił powolni, nie potrafił porządnie kopnąć piłki, a stan jego twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Po męczarniach na boisku ku jego zdziwieniu przy wyjściu zatrzymał go Gomez.
-Lewy możemy chwilę pogadać?-zapytał, a napastnik tylko skinął głową.-Chodzi mi o Ciebie i Ankę.-powiedział nie owijając w bawełnę.-Powiedziała mi o wszystkim i...
-Jak o wszystkim?!-krzyknął zdziwiony.
-Wiem co Was łączyło i wiem jak Cię potraktowała przedwczoraj, ale ona na prawdę żałuje.
-Mario skończ. Nic do mnie czuje i tyle. Zakochałem się jak jakiś szczeniak i myślałem, że będziemy razem. Nie wyszło to trudno. Nie ona to inna.
-A wierzysz chociaż w to co mówisz? Bo po tym w jakim stanie dzisiaj tu przyszedłeś można stwierdzić, że w ogóle. Posłuchaj mnie.-położył dłoń na jego ramieniu.-Daj jej szansę to wszystko wytłumaczyć. Ona nie jest niczego pewna, widać, że nie jesteś jej obojętny, ale po tym co przeszła z Michałem nie chce nikomu ufać w taki sposób, nie chce żadnych zobowiązań i rozczarować. Postaraj się zrozumieć i poczekaj, bo dla niej na prawdę warto.-obdarzył do szczerym uśmiechem i odszedł w stronę swojego samochodu.


Witajcie. Rozdział po raz kolejny niezbyt długich rozmiarów, ale pisałam go dzisiaj na religii, a potem nie miałam już czasu, żeby coś dopisać.
Przeżyłam początki w nowej szkole. :) Mam najlepszą klasę na świecie. Już po tych kilku dniach mogę to stwierdzić. Nauczyciele w większości jak dla mnie są zbyt zadufani w sobie, ale moja wychowawczyni wydaje się być w miarę porządku. Już na sam początek zawalili mi popołudnie w sobotę zapisując na jakąś delegację. Z nauką ich nieco pogięło, ale sama sobie to wybrałam, więc nie mogę narzekać. Jutro test z matmy i mam nadzieję, że zdarzy się cud i coś na nim rozwiążę. 
Mam nadzieję, że u Was ze szkoła wszystko dobrze ;) 

Kochani od teraz rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu (najprawdopodobniej będą to weekendy), gdyż już od przyszłego tygodnia rozpoczynam naukę. Muszę przyłożyć się do niemieckiego, bo trafiłam do grupy rozszerzonej, a nie mam o tym języku bladego pojęcia. 

Pozdrawiam, Patrycja :*


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 9



Rozdział ze specjalną dedykacją dla Anonima, który poprosił o jego wcześniejsze dodanie w komentarzu ;)

http://www.youtube.com/watch?v=K8XqfbGJyMc&list=RD02TcNA3H1PVpE

Z trudem podniosła się z łózka i podążyła otworzyć drzwi, do których ktoś dobijał się już od kilku minut.
-Po co tu przychodzisz? Zrobiłam tak jak chciałeś!-krzyknęła zanosząc się płaczem. Siatkarz nie czekając na zaproszenie wszedł do salonu Stachurskiej.
-Po Ciebie Anulko.-odpowiedział szelmowsko się uśmiechając.
-Jesteś chory!-krzyknęła, a ten obdarzył jej policzek mocnym uderzeniem.
-Zamknij się szmato!-warknął i szarpnął ją za włosy rzucając na kanapę.-Teraz już nikt Ci nie pomoże.-powiedział i związał jej dłonie sznurkiem.
-Pomocy!-krzyknęła jak najgłośniej mogła, a on po raz kolejny tego wieczora uderzył ją w twarz rozcinając jej wargę.
-Jeszcze raz się odezwiesz, a własna matka Cię nie pozna!-krzyknął zdzierając z niej bluzkę. Stachurska szarpała się jak tylko mogła, ale mimo tego, że to ona trenowała karate Kubiak miał więcej sił.

Nie zastanawiając się nad niczym wszedł do kamienicy. Przystanął na chwilę, ogarnął go strach przed odrzuceniem. A co jeśli całkowicie zerwie z nim kontakty? Może lepiej, żeby wszystko zostało tak jak do tej pory?
-Raz się żyję.-powiedział sam do siebie i stanął pod drzwiami jej mieszkania. Zapukał, ale Ania najwidoczniej nie miała zamiaru mu otwierać. Pociągnął za klamkę i o dziwo drzwi nie były zakluczone.
To co zobaczył wzbudziło w nim ogromną agresję. Michał dobierał się do Ania, a ta próbowała się mu wyrwać. Podbiegł do nich i odciągnął siatkarza od przyjaciółki. Uderzył do z pięści w twarz kilka razy, a gdy ten upadł na podłogę zaczął go kopać z całych sił. W końcu przestał i szarpiąc co za koszulę wyrzucił z mieszkania.
-Ania.-powiedział siadając obok Stachurskiej. Dziewczyna cała się trzęsła i miała związane dłonie.Jak najszybciej umiał rozwiązał supeł i przytulił ją do siebie. Siedzieli tak prawie całą noc, żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Dopiero przed szóstą rano Robert udał się do kuchni zrobić Ani śniadanie.
-Przepraszam.-usłyszał jej głos, a jego ciało od razu przeszedł dreszcz.
-To nie Twoja wina.-odpowiedział odwracając się w jej kierunku.
-Dziękuję, że po raz kolejny mi pomogłeś. Nie sądziłam, że on na prawdę tu przyjdzie. Poza tym nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Nie wiem co się stało, on jest chory! Gdybyś tu nie przyszedł to by mnie zgwałcił.-zaniosła się szlochem i wtuliła w tors piłkarza.
-Już dobrze. Obiecuję, że nigdy więcej się do Ciebie nie zbliży.-powiedział i zaczął gładzić jej włosy.

-A właściwie to z jakiego powodu tu wczoraj przyszedłeś?-zapytała gdy oboje siedzieli w salonie oglądając jakiś film.-Robert?!-pomachała mu dłonią przed oczyma.-Słuchasz mnie?
-Tak, słucham.-odparł
-To możesz mi odpowiedzieć?-zapytała lekko się uśmiechając.
-Ja wiem, że ta cała nasza relacja jest strasznie skomplikowana, ale zrozum. Wtedy kiedy tylko zobaczyłem Cię w tym markecie zaintrygowałaś mnie, a jak spotkałem Cię na stadionie to myślałem, że to jakiś sen. Potem to wszystko się tak potoczyło, a ja przystałem na ten układ, bo nie chciałem stracić z Tobą kontaktu.-powiedział to wszystko na jednym wdechu, a Ania siedziała zdezorientowana wpatrując się w niego.
-Robert?-zapytała-Czy...?
-Kocham Cię.-powiedział zatapiając się jej oczach.


Dzisiaj rozdział nieco, krótszy, ale miał on być dodany dopiero w środę i nie dokończyłam całości. 
Jeśli przeżyję jutro to w ciągu kilku dni pojawi się dalszy ciąg. Chyba nigdy, aż tak się nie stresowałam. Już od wczoraj z nerwów boli mnie brzuch. ;/ 
Dziękuję za komentarz  i życzę powodzenia w nowym roku szkolnym :*


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8

-No bo jesteś najlepsza na świecie Anka!-krzyknął i przytulił przyjaciółkę.
-Gomez o czym ty gadasz?-zapytała śmiejąc się i odrywając od siebie piłkarza.
-Jak to o czym? Zaniosłem Carinie kwiatki, szczerze z nią porozmawiałem i jesteśmy razem!-krzyknął, a na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-W takim razie gratuluję i liczę na to, że zapoznasz mnie z przyszłą panią Gomez.-posłała piłkarzowi szczery uśmiech i przytuliła go.
-Jeszcze nie panią Gomez, ale mówię Ci. To tak jedyna!-ponownie donośnie krzyknął.-Ale przepraszam Cię. Muszę już zmykać. Lisa czeka, a Ty z tego co wiem masz masę roboty. Przyjadę po Ciebie rano.-dał Ani buziaka w policzek i wyszedł z jej mieszkania.
-Do jutra-powiedziała już sama i zabrała się za pracę. Na jutro musiała mieć opracowane diety dla każdego z piłkarzy. Skończyła o czwartej nad ranem i stwierdziła, że nie ma sensu się już kłaść spać. Przebrała się w sportowy strój i poszła do parku pobiegać. Do domu wróciła po godzinie, wykąpała się, zjadła śniadanie, przebrała i przygotowała wszystko do pracy. Mając jeszcze dużo wolnego czasu sprawdziła pocztę.


Jeśli myślisz, że odpuściłem to się mylisz. Zapamiętaj, że jesteś MOJĄ własnością. Nikt inny nie ma prawa Cię dotykać. Radzę Ci przestać piep*zyć się z tym marnym polskim piłkarzyną, bo możesz go więcej nie zobaczyć. Przyjdę do Ciebie wieczorem Anulko. 


Twój kochany.


Na widok tej wiadomości jej serce zaczęło szybciej bić. Wiedziała kto jest autorem tego e-maila. Nikt inny jak Michał Kubiak. Tylko on mówił do niej Anulko, chcąc się z nią podroczyć. Nie zastanawiając się długo chwyciła telefon, klucze, portfel i kurtkę po czym wybiegła z mieszkania. Wsiadła w pierwszą lepsza taksówkę i pojechała do Roberta. Pukała i dzwoniła dzwonkiem na przemian przez dobre 5 minut, które dla niej trwały wieczność.
-Ania, co Ty tu robisz?-zapytał stając przed nią.
-Musimy porozmawiać.-odparła i nie czekając na zaproszenie weszła do środka.-Zamknij drzwi na klucz!-krzyknęła siadając w salonie piłkarza. 
-Wiesz, która jest godzina?-zapytał siadając obok niej.
-Wiem, ale musiałam tu przyjść, bo się boję.-powiedziała drżącym głosem.
-Boisz się?-mina Lewandowskiego od razu spoważniała.-Stało się coś?
-Sprawdzałam dzisiaj pocztę i dostałam wiadomość od Michała.-w tym momencie rozpłakała się.-Zagroził, że jeśli nie przestanę się z Tobą spotykać to więcej Cię nie zobaczę. No i napisał też, że przyjdzie do mnie dzisiaj wieczorem.-nie musiała długo czekać na to, aby Robert ją przytulił. Po kilku sekundach była już otulona jego silnymi ramionami.
-Ania, posłuchaj mnie. On nic Ci nie zrobi. Obiecuję Ci to.-odparł, a Stachurska zaniosła się jeszcze większym płacze.-Nie płacz proszę Cię.
-Robert Ty do cholery nic nie rozumiesz!-krzyknęła wstając.-Boję się, że Tobie się coś stanie! Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, gdyby przez mnie...
-Aniu skończ. Co on może mi zrobić? Nic.-odpowiedział spokojnie.
-A co jeśli jednak coś zrobi? Ja zawsze myślałam, że on jet normalny, ale zachowuje się teraz jak jakiś psychol! Nie wiem co mam już o tym myśleć.
-A może po prostu nie myśl? Nie warto, żebyś się przez niego denerwowała.-powiedział po czym wpił się w jej usta.
-Robert, ale obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał.-powiedziała odrywając się od niego.
-Obiecuję.-ponownie ją przytulił.-Poczesz na mnie chwilkę? Ogarnę się trochę i pojedziemy do Ciebie, a potem do pracy, dobrze?
-Jasne.-odpowiedziała wysilając się na uśmiech. Wyjęła z kieszeni swój telefon i wybrała numer Gomeza.
-Cześć. Ja dzisiaj pójdę do pracy sama, nie przyjeżdżaj po mnie.
-No okej, jak chcesz, ale będziemy musieli pogadać.
-Jasne. Pa.
Zaraz po tym jak zakończyła rozmowę z przyjacielem do salonu wszedł gotowy już Lewandowski.
-Chodź, jedziemy.-powiedział i oboje udali się do jego samochodu.
Poranne kroki dały o sobie znać i w mieszkaniu Ani byli dopiero po godzinie. 
-Masz tu kilka kanapek i zjedz, bo przeze mnie nie zjadłeś  nawet śniadania.-powiedziała podstawiając Robertowi pod nos talerz.-Nie patrz tak na mnie tylko jedz. Ja idę się przebrać i wziąć dokumenty.
Po dwudziestu minutach byli na parkinu pod Alianz Areną. W momencie, w którym wysiadali z samochodu pojawił się obok nich Gomez.
-O Ania, Robert jak miło Was widzieć.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-Mario? A dlaczego Ty nie jesteś jeszcze w szatni?-zapytała zdezorientowana Stachurska.
-Czekałem na Was.-odparł.
-Na nas?-tym razem głos zabrał Lewandowski. 
-No na Was. Nie wiem co jest między Wami, nie wiem też dlaczego Ania nic mi o tym nie powiedziała, ale uważajcie na przyszłość na paparazzi.
-Co?!-krzyknęła Ania.
-No jesteście na okładkach co najmniej kilku brukowców.-odpowiedział i wręczył im po jednej gazecie.-A teraz przepraszam nieco się spieszę. Ty Lewy też się streszczaj.
-To chyba jakieś żarty?! K*rwa ukryta kamera, tak?!-Stachurska rozrywała gazetę, na której widniało jej zdjęcie z Robertem.-Widzisz to?! Anna Stachurska i Robert Lewandowski. Wielka miłość w Monachium.-zaczęła czytać.-Para od kilku dni widywana jest razem. Wiele razy przyłapaliśmy ich opuszczających swoje mieszkania w godzinach porannych. Dlaczego ukrywają swój związek?-po przeczytaniu tych zdań zaczęła ponownie tego dnia płakać.
-Ania, przecież to tylko jakieś głupie zdjęcia i historyki tych hien.-chciał ją przytulić, ale ona go odepchnęła.
-To wszystko Twoja wina!-krzyknęła.-Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!-wbiegła do swojego gabinetu trzaskając drzwiami. Otarła łzy z twarzy i poszła oddać trenerowi diety dla piłkarzy prosząc przy tym o dzień wolny, ponieważ źle się czuję. Po powrocie do domu rzuciła się na łóżko i zaniosła płaczem.


Robert zaraz po tym jak wszedł do szatni napotkał pytające spojrzenia kolegów. Dobrze znał się tylko z Gotze, reszta była dla niego nadal obca. Chwilę po zakończeniu treningu został w szatni sam z Gomezem. Doskonale wiedział, że piłkarz mu nie odpuście, więc chcąc uniknąć świadków czekał, aż wszyscy wyjdą.
-Może jakoś mi to wyjaśnisz?!-zapytał, a raczej krzyknął do niego Mario.
-Nie ma czego wyjaśniać. Nie jesteśmy razem, ani też nie byliśmy.-odpowiedział starając się zachować spokój.
-A te zdjęcia?!-Gomez ponownie krzyknął wyjmując z torby kolejną gazetę.
-Takie same można zrobić również Tobie i Ani. Przepraszam, ale nieco mi się spieszy, cześć.-zakończył rozmowę i pojechał do mieszkania Ani. Musiał jej wszystko wyjaśnić. Nie czuł się winny. Nie robił nic wbrew jej woli, ale czuł potrzebę powiedzenia jej o wszystkim, co w sobie dusi.




Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście najcudowniejsi na świecie. 
Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, bo nie potrafię jak na razie napisać nic sensownego. To co macie powyżej pisałam wczoraj i jako tako jeszcze wygląda. 
Mam fatalny nastrój i chyba nigdy w życiu nie czułam się tak jak dzisiaj. Nie sądziłam, że najlepszy przyjaciel kiedykolwiek może mnie tak strasznie źle potraktować. Przepraszam, że tutaj to pisze, ale gdzieś muszę. 
Buziaki, Patrycja :*