sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 2


Dobierając sobie przyjaciół nie zwracamy uwagi na ich wady, dla nas Ci ludzie mają same zalety. Ania mimo wszystkich złych stron, które posiadała Marta kochała ją jak siostrę. Momentami miała ochotę pójść do kuchni, wyjąć duży nóż i zadźgać nim Kowalską za te wszystkie głupie pomysły. Tak było i tego dnia. W sumie sama się zgodziła, ale nie miała najmniejszej ochoty iść na ten mecz. Kiedy w progu jej mieszkania stanęła Marta wyglądając dosłownie jak pszczoła Anka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem mało co nie tarzając się po podłodze.
-Przepraszam Cię, ale jeśli poszukujesz swojego Gucia to zabłądziłaś Maju.-powiedziała nadal śmiejąc się i zakładając buty.
-Na prawdę zabawne. Ja bynajmniej wyglądam jak porządny kibic! Nie to co Ty!-krzyknęła i usiadła na podłodze pod drzwiami.
-Ale ja tym kibicem nie jestem kochana. Chodź, bo się spóźnimy, a do teatru spóźnionych nie wpuszczają.-mówiła nadal z uśmiechem Stachurska. 
-A weź Ty idź w cholerę!-odkrzyknęła do niej przyjaciółka i wyszła z mieszkania przyjaciółki jako pierwsza.

Na stadionie były jednymi z pierwszych. Marta miała w sobie to, że nie znosiła, a wręcz nie tolerowała spóźniania się na mecze. Ania była nieco innego zdania, ale nie wdawała się w niepotrzebne dyskusje. Po trzydziestu minutach siedzenia na trybunach piłkarze wyszli na boisko, a Kowalska od razu podniosła się z miejsca, tak jak inni obserwatorzy dzisiejszego meczu. Jedyny wyjątek stanowiła Ania, która cały mecz przesiedziała grając na telefonie w bezsensowne gry. Otrząsnęła się dopiero słysząc ogromny pisk przyjaciółki.
-Anka słyszałaś?! To my!-rozdarła się tak, że śmiało mogła usłyszeć ją większa część warszawiaków.
-Naprawdę? My to my. Nie odkryłabym tego. Już koniec? Idziemy?-zapytała z ogromną nadzieją na opuszczenie tego miejsca.
-Oszalałaś?! Wylosowali nasze bilety na spotkanie z piłkarzami w ich szatni! Rozumiesz?!-krzyczała potrząsając przyjaciółką.
-Martuś. Idź tam sobie, a ja wracam do domu. Michał dzisiaj do mnie przyjeżdża. Pa-ucałowała ją w policzek i odeszła w przeciwnym kierunku. 

Kubiak nic nie zmieniając jak zawsze przyjechał spóźniony. Ania dotknięta tym, że jej narzeczony nie ma zamiaru nawet się wytłumaczyć spędziła w łazience ponad trzydzieści minut starając się opanować płacz. Coraz bardziej nachodziły ją wątpliwości. Za dwa dni mięli sobie przysięgać miłość i wierność, a ona nie miała nawet cienia pewności co do uczuć jakimi darzy ją siatkarz. Jednak ona go kochała i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Był miłością jej życia. 

W dzień tak ważnego dla obojga wydarzenia Michał spędzał czas w hotelu. Zgodnie z tradycjami mamy i babcie wygoniły go z mieszkania narzeczonej od razu gdy się w nim pojawiły. Nad przyszłą panią Kubiak pracował cały sztab "ekspertek": obie mamy, babcie, koleżanki oraz niezawodna Marta, która nadal próbowała namówić przyjaciółkę na odwołanie tego wszystkiego. Ta jednak zbywała ją morderczym spojrzeniem. Wystrojona u wychuchana do granic możliwości Ania stała pod kościołem trzymając pod rękę swojego ojca chrzestnego. Strasznie cieszył ją to, że zgodził się uczestniczyć w tym ważnym dniu i poprowadzić ją do ołtarza. Podążała w kierunku swojego przyszłego męża z ogromnym uśmiechem na twarzy i radością w sercu. Niestety o Michale nie można było powiedzieć tego samego. Z jego twarzy można było wyczytać niepokój. Dopiero kiedy Ania pojawiła się obok niego wysilił się na mały uśmiech. 

-Ja Anna, biorę sobie Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-Ania wypowiadając te słowa mówiła łamiącym się ze szczęścia głosem. Osoby stojące blisko niej mogły zobaczyć ogromną radość wymalowaną na jej twarzy. 
-Proszę powtarzać za mną.-po raz drugi tego dnia powiedział kapłan, tym razem do Michała.
-Ja...Ja nie mogę.-wypowiedział przez ściśnięte zęby Kubiak. Ania popatrzyła na niego wzrokiem, który wyrażała tylko jedno..zawiść.-Ja nigdy nic do Ciebie nie czułem. Przeprasza.-wypowiedział i wybiegł z kościoła zostawiając Stachurską pod ołtarzem. Dziewczyna wybuchła ogromnym płaczem. Z pomocą Marty opuściła mury kościoła i udała się do swojego mieszkania gdzie od razu sięgnęła po butelkę wina.
-Ja go zawsze kochałam! Jak on mógł mnie tak upokorzyć?! Oszukiwał mnie cały czas! Dlaczego ja Cię do cholery nie posłuchałam?!-krzyczała przez łzy opróżniając kolejną butelkę alkoholu.
-To frajer. Nie masz po kim płakać. Znajdziesz sobie kogoś kto Cię doceni skarbie.-powiedziała i przytuliła mocno swoją przyjaciółkę. Obie zasnęły na kanapie.
Kowalska chcąc następnego dnia nieco poprawić humor swojej przyjaciółce postanowiła zrobić małe zakupy i przygotować śniadanie. Jak zwykle miała zamiar kupić codzienną prasę, jednak tak szybko jak wyszła tak i wyszła z kiosku. Na okładkach większości gazet było zdjęcie Michała wybiegającego z kościoła i rozpłakanej Ani stojącej pod ołtarzem. Z nadzieją, że Stachurska nie włączyła telewizora, ani innych mediów wróciła do jej mieszkania.

Przez następne dni nie wychodziła z domu. Nie jadła, nie piła, z nikim nie rozmawiała. Miała dość słów, że wszystko będzie dobrze. Dlaczego jej tak mówią skoro każdy doskonale wie, że nie będzie. Michał już dwa dni po planowanym ślubie wyjechał na wakacje ze swoją nową partnerką. Widząc tą wiadomość w porannej telewizji rozwścieczona Anna kopnęła nogą w telewizor, z którego zostały już tylko odłamki. 
Chcąc wyrzucić Kubiaka ze swojego życia spaliła wszystkie wspólne zdjęcia i wyrzuciła wszystkie rzeczy, które jej się z nim kojarzyły. W ten sposób została sama w prawie pustym mieszkaniu.

_________________________________________
Kochane dziękuję Wam za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Nie sądziłam, że w ogóle zainteresuje Was ta historia. 
Mam nadzieję, że nie zawiodę Was kolejnymi odcinkami
i nadal będziecie czytać :) 
Pozdrawiam, Patrycja :*

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 1

 
Młoda brunetka przeciskała się przez tłum podróżnych na warszawskim dworcu. Pociąg do Katowic odjeżdżał za cztery minuty. Wbiegła do wagonu w ostatniej chwili. Jak co tydzień nie czekało ją nic innego jak podróż poza przedziałem. Jedyną wygodną w pociągu był mały grzejniczek, na którym przysiadywała za każdym razem. Cztery godziny męki zawsze umilała sobie lekturą ulubionej książki, tak było również tym razem. Droga minęła jej wyjątkowo szybko. Wysiadła z pociągu i udała się w kierunku PKP. Autobus do Jastrzębia akurat stał na stanowisku, więc obeszło się bez dodatkowych godzin oczekiwania. Po godzinie znalazła się na tamtejszym dobrze jej znamy dworcu. Michała jak zwykle nie było. Jego spóźnialstwo strasznie irytowało Stachurską, ale nie dała po sobie tego poznać w jego towarzystwie. Minęło ponad czterdzieści minut zanim Kubiak zjawił się w umówionym miejscu.
-Znowu się spóźniłeś.-Ania przywitała go chłodnym spojrzeniem.
-Trening się przedłużył. Dawaj tą walizkę.-wziął od niej bagaż, zapakował do samochodu i zajął miejsce kierowcy.-Nie wsiadasz?-zapytał przez śmiech.
-A no tak, już.-kolejna wada w Michale, nigdy nie otworzył jej drzwi.
Do mieszkania Kubiaka w Żorach dojechali w ciszy. Ania wolała nie zaczynać rozmowy pierwsza, gdyż jej tematy nigdy nie zadowalały chłopaka.
Letnia pogoda dawała się we znaki. Termometr za oknem wskazywał ponad 30 stopni. Michał mimo tego, że miał spędzić dzień z narzeczoną i tak pojechał załatwić jakieś ważne sprawy w klubie. Ania zadana sama na siebie udała się na najbliższy przystanek. Wsiadła w autobus i udała się nad pobliskie jezioro w Rybniku.
Wśród fanów karate oraz siatkówki wzbudziła ogromne zainteresowanie. W końcu nie codziennie spotykasz swoją idolkę lub narzeczoną swojego idola. Po rozdaniu kilkunastu autografów rozłożyła koc i zaczęła się opalać. Nad spokojnym jeziorem spędziła ponad sześć godzin. Dopiero zmiana pogody zmusiła ją do opuszczenia tego miejsca. Po powrocie do mieszkania ukochanego przywitała ją grobowa cisza. Michał wrócił dopiero po 23. Kolejne dwa dni minęły jej podobnie. Dopiero w dniu powrotu do Warszawy Kubiak zorientował się, że nie poświęcił jej zbyt dużo czasu. Zirytowana jego zachowaniem Ania pożegnała go głośnym trzaśnięciem drzwi. Zachowanie narzeczonej wzbudziło w nim ogromną złość. Wykonał jeden telefon, a po niespełna trzydziestu minutach w jego mieszkaniu zjawiły się dwie wulgarnie ubrane blondynki.
Po powrocie do swojego mieszkania rzuciła się na łózko i włączyła telewizor. Taka forma wypoczynku nie była jej bliska, ale stan, w którym się teraz znajdowała zdecydowanie ją tłumaczył. Oglądanie po raz setny filmu "Wciąż ją kocham" przerwał jej dzwonek do drzwi.
-Witaj moja najukochańsza Anno. Wyglądasz kwitnąco. Mogę wejść?-przywitała uśmiechnięta od ucha do ucha przyjaciółka-Marta.
-Jasne.-odparła pokazując dłonią na kuchnię.-Już Ci robię kawę.
-Och, dziękuję.-usiadła na kuchennym blacie jedząc jabłko.
-Czuj się jak u siebie.-powiedziała z uśmiechem Ania.
-A no tak. Jak było u Michała?-zapytała nie przestawając uśmiechać się
-Jak zawsze. Zresztą nie ma o czym gadać.-odparła i zabrała się zakrojenie szarlotki.
-No proszę. Znowu Cię olał. Że mnie to nie dziwi.
-Marta daj spokój. Musiał iść do klubu na jakieś ważne spotkanie.
-Tak, tak. Tłumacz go...-powiedziała idąc do salonu.-Znowu tłumacz-dodała po chwili.
-To nie jego wina, że ma taką pracę. Gdybyśmy mieszkali razem miałby dla mnie więcej czasu, a tak nic na to nie może poradzić.-odpowiedziała i zrobiła łyk kawy.-To ja po ślubie będę musiała się dostosować i przeprowadzić do niego...
-Stop, stop. Do niego? A jesteś pewna, że on będzie chciał z Tobą mieszkać? Przecież to nie w jego stylu. Nie wiem jak możesz być, aż tak naiwna. Chce wziąć z Tobą ten ślub tylko dla świętego spokoju. W mediach będzie uchodził za dobrego, poukłądanego Michałka, już teraz tak jest dzięki Twojej osobie. A nie oszukujmy się. Obie wiemy jaki jest na prawdę. Liczą się tylko imprezy i kolejne zaliczone laski.
-Nie przesadzaj. Zmienił się, a to, że wyjdzie z kolegami raz na jakiś czas do jakiegoś klubu nic nie znaczy.
-Jak uważasz, ale wspomnisz moje słowa.
-Zakończmy już ten temat. Co ode mnie chcesz?
-Ja? Nic przecież.
-Yhym. No dawaj. To powitanie o moim kwitnącym wyglądzie nie było  bez przyczyny.
-Bo za dwa dni jest mecz posranej Legii z najcudowniejszą na świecie Borussią Dortmund i kupiłam dla nas dwa bilety, tylko się zgódź proszę. Zrobię dla Ciebie wszystko, ale pójdź tam ze mną.
-W sumie i tak nie ma nic ciekawszego..-nie dane było jej dokończyć, bo przyjaciółka rzuciła się nią całując w oba policzki na zmianę.
-Kocham Cię-krzyknęła i wybiegła z mieszkania Stachurskiej.

______________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. :)
Nie ustalam konkretnego dnia, w którym będą pojawiać się rozdziały,
bo często się z tego nie wywiązuję. Nowy będzie po prostu jak będzie.
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach wpisujcie to w zakładce "Informowani". 

czwartek, 18 lipca 2013

Prolog

 

http://www.youtube.com/watch?v=xt7SLqlpeFM piosenka przewodnia do opowiadania.


Życie każdego z nas toczy się swoim własnym biegiem. U nikogo czas bytowania na ziemi nie przebiega identycznie. Wielu chce na siłę zmieniać scenariusz ułożony przez los. Jednak, czy warto sprzeciwiać się przeznaczeniu? Czy warto przerywać dotychczasowy bieg naszej egzystencji? Na te pytania dotychczasowo nie uzyskano odpowiedzi. Zdania są podzielone. Jedna część społeczeństwa uważa, że życie każdy powinien rozplanować sobie sam, a druga, że człowiek powinien poddawać się losowi.


Kim jestem? Dokąd zmierzam? Pytania zadawane już dzieciom w wieku przedszkolnym. Ich odpowiedź można uzyskać różnobarwną. Jednak gdyby zadać to pytanie ludziom dorosłym. Ludziom, którzy mają za sobą już ćwierć wieku. Czy odpowiedź zajęłaby kilka sekund? Czy nie potrzeba byłoby kilku godzin, a nawet dni do sfomułowania odpowiedzi? Życie ludzie jest nieprzewidywalne. Nie tylko od nas zależy jego bieg. Wszystko co dzieje się na świecie nie jest przypadkiem. Każdy z nas ma gdzieś tam zapiany swój początek i koniec. Jednak żadnemu człowiekowi nie uda się przewiedzieć swego końca.

Anna, lat 24, zawód: karateczka, swoją przyszłość łączę z dietetyką. Moje życie? Nigdy nie było perfekcyjne. Zawsze znajduję na swojej drodze masę przeszkód. Począwszy od rozstania rodziców w dzieciństwie, kończąc na kontuzji, która zagraża mojej karierze, a także nie pomijając problemów w związku. Szczęście? Coś niezwykłego. Nie mam okazji zaznawać go często. Jego definicja? Nie wiem, nie umiem podać, to zbyt piękne.

Michał, lat 25, zawód: siatkarz, swoją przyszłość łączę z odpoczynkiem, bo w końcu życie sportowca to ciągłe wysiłek. Moje życie? Idealne. Mimo jak to nazywa moja dziewczyna "kłopotów" w naszym związku jest świetnie. Ona mieszka w Warszawie, ja w Jastrzębiu. Jak dla mnie to, że rzadko się widujemy jest wprost przecudowne. Mam czas dla siebie i na spełnianie swoich potrzeb. A szczęście? Szczęściem dla mnie jest być tam gdzie spotkam ludzi tak wspaniałych jak ja.

Robert, lat 24, zawód:piłkarz, swoją przyszłość planuję jako trener dzieciaków. Moje życie? Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Mój ojciec zmarł gdy miałem 16 lat, byłem wtedy jedynym mężczyzną w domu, czułem się odpowiedzialny za mamę i siostrę. Trenowałem i dzięki ich wsparciu jestem tu gdzie jestem. Szczęście? Cóż..to coś niesamowitego, nie do opisania. Trzeba przeżywać, a nie opisywać.



___________________________________________________________
Postanowiłam prolog ująć trochę inaczej niż zwykle. Liczę na Wasze 
szczere opinie co do niego. 
Jeśli Wam się spodoba byłoby mi bardzo miło jeśli zechcielibyście 
polecić to opowiadanie innym i trochę rozgłosić jego istnienie. 
Pozdrawiam :*