Zadowolona z tego, że wszystko układa się po jej myśli dosłownie w podskokach po pracy wstąpiła do supermarketu po dwie butelki wina. Stwierdziła, że jakoś musi uczcić swój sukces, a to, że następnego dnia miała wolne pomogło jej w wyborze sposobu świętowania. Mogła iść do jakiegoś klubu, ale wolała posiedzieć sama i napawać się tymi chwilami. Przygotowała swoje ulubione ciasto czekoladowe, otworzyła alkohol i rozsiadła się przed telewizorem poszukując jakiegoś sensownego filmu. Jednak poszukiwania na nic się nie zdały i po kilku minutach telewizor został wyłączony, a Stachurska rozpoczęła prawdziwą ucztę konsumując całą blachę ciasta i opróżniając zakupione butelki wina.
Rano obudziły ją głośne krzyki sąsiadów. Nie było dnia, żeby się nie kłócili. Z ogromnym trudem udało jej się podnieść z kanapy i dojść do łazienki. Dopiero zimny prysznic nieco ją ożywił. Była strasznie głodna, a głowa mało co jej nie eksplodowała. Zakładając na siebie luźny dres poszła na zakupy do pobliskiego marketu. Jak zwykle w jej lodówce nie było nawet butelki wody dlatego męczący spacer do sklepu był koniecznością. Przechodząc pomiędzy półkami szukała działu z jakimiś proszkami. Rzadko kiedy faszerowała się jakimiś lekami, ale dzisiaj był przypadek wyjątkowy.
-Jeśli jeszcze raz sięgnę po to zasrane wino to niech mnie ktoś zabije-westchnęła sama do siebie w swoim ojczystym języku próbując sięgnąć po odpowiednie opakowani.
-Nie trzeba tak od razu popełniać tak drastycznych czynów-zaśmiał się zupełnie obcy jej mężczyzna i podał tabletki.
-Dziękuję.-odparła i już miała odchodzić kiedy przypomniała sobie, że mówiła przecież po polsku, a on w tym języku też jej odpowiedział.-Jesteś Polakiem?-zapytała.-To znaczy pan jest.-poprawiła się w natychmiastowym tempie.
-Jestem. Nie pan, tylko Robert.-wyciągnął dłoń w jej kierunku.
-Ania.-odwzajemniła jego gest i lekko się uśmiechnęła.-Miło mi.
-A więc Aniu od dawna tu jesteś?-zapytał podążając za nią w kierunku kasy.
-Od niedawna. A Ty?
-Od wczoraj. Pracujesz, uczysz się? Przepraszam, że tak pytam, ale...
-Nie ma problemu. Właściwie to fajnie, bo nie znam tu nikogo z Polski. Pracuję od przedwczoraj jako dietetyk. Ty czym się zajmujesz?
-Jestem piłkarzem.
-Następny.-powiedziała cicho, ale wystarczająco głośno, żeby jej rozmówca mógł to usłyszeć.
-Co miało znaczyć słowo "następny"?-zapytał, a Stachurska płacąc za swoje zakupy wzruszyła ramionami i szybko wyszła ze sklepu pozostawiając tam zdezorientowanego piłkarza.
Kolejnego dnia o siódmej była już w swoim gabinecie i czekała na szefa, który dzisiaj miał powierzyć jej pierwsze poważne zadanie. Spóźnił się ponad dwadzieścia minut, ale prezesowi można było.
-Witam panią. Nie mam za dużo czasu, więc przejdę do rzeczy. Zgodziłaby się pani na zmianę otoczenia?
-W sumie to tak.-wahała się, ale widząc minę Lermana wiedziała, że nie może odmówić jeśli nadal chce mieć tą pracę.
-To świetnie. Przeglądając pani CV zauważyłem, że uprawiała pani jakiś tam sport dlatego od razu wiedziałem, że to pani przydzielę to zadanie. Od jutra zmienia pani miejsce swojej pracy na Alianz Arenę.-uśmiechnął się po chwili dodając-Ma pani jakieś pytania?
-Nie, a właściwie to tak. Gdzie jest ta Alianz Arena?-zapytała nie mając pojęcia co to za miejsce.
-Wszystko ma pani napisane na tej kartce. Zresztą każdemu taksówkarzowi wystarczy powiedzieć Alianz Arena i wiadomo gdzie jechać. Do zobaczenia i powodzenia pani Anno.
-Do widzenia.-odpowiedziała i w myślach zwyzywała szefa za nazwanie karate jakimś tam sportem.
Po powrocie do domu miała zamiar poszukać informacji na temat nowego miejsca pracy, ale Mario jej na to nie pozwolił czekając na nią pod kamienicą.
-No w końcu. Panno Stachurska ileż można czekać? Mówiłaś, że kończysz o piętnastej, a jest już siedemnasta.-zapytał udawając nieco obrażonego.
-Panie Gomez nie każdy porusza się tak jak pan tylko samochodem. Ludzie też czasem chodzą pieszo, wiesz?-zaśmiała się i razem weszli do jej mieszkania.
-A tak właściwie to jak w tej pracy? Szef do zniesienia?-zapytał jedząc zrobione przez Anie ciasto marchewkowe.
-Może być. Od jutra i tak jestem przeniesiona w inne miejsce, więc na szczęście nie będę się z nim zby często widywać.
-To super. A jakie nowe miejsce? Już tak szybko awansowałaś?
-Awansowałam?! Dobre. Nawet nie wiem kim będę się zajmować, bo z wypowiedzi prezesa wywnioskowałam, że chodzi o jakiś sportowców.
-Szczęściarze, że będą mieć taką panią dietetyk. Poza tym nie masz się czym stresować w Monachium są sami dobrzy sportowcy.
-Wszyscy za wyjątkiem Ciebie chciałeś raczej powiedzieć.
-Wątpisz w moje umiejętności?-zapytał zrywając się z miejsca.-Chodź pokażę Ci.
-Oszalałeś? Nie mam ochoty patrzeć jak latasz jak opętany za piłką. Oglądamy jakiś film?
-Jak sobie życzysz, ale ja wybieram.
Po obejrzeniu kilku filmów, które miały być straszne, a okazały się śmieszne Mario wrócił do siebie, a Ania od razu poszła spać.
Rano z porządnego snu zerwała się dopiero gdy przekładając poduszkę na drugą stronę zerknęła na zegarek.
-Cholera zaspałam!-krzyknęła sama do siebie zdając sobie sprawę z tego, że za 30 minut zaczyna pracę, a nie wie gdzie to jest. Od razu chwyciła za telefon i próbowała się dodzwonić na taxi, ale bezskutecznie. Przeszukała listę kontaktów i wybrała numer Gomeza:
-Mario. Błagam, zaspałam, przyjedź po mnie. Tak, musisz. Tylko szybko, czekam!-krzyknęła do telefonu i zaczęła sie ubierać. Po piętnastu minutach usłyszała dzwonek do drzwi i biorąc tylko torebkę wybiegła z mieszkania mało co nie zabijając piłkarza.
-Gdzie mam Cię zawieść?-zapytał spokojnie gdy biegli do samochodu.
-Powiem Ci w samochodzie, już szukam adresu.
-No masz?-zapytał widząc, że Ania nie może znaleźć kartki.
-Cholera nie!-krzyknęła-Ale wiem. Masz mnie zawieść na Alianz Arenę.-powiedziała, a piłkarz od razu ruszył.
-No to wygląda na to, że będziemy się częściej spotykać.-powiedział z uśmiechem kiedy wysiadali z samochodu.
-Dlaczego?-zapytała patrząc na niego jak na idiotę.
-To właśnie w tym klubie gram droga koleżanko.-odpowiedział i zniknął za jedynymi z metalowych drzwi.
Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że ma jeszcze 10 minut, więc usiadła na jednym z krzesełek pod odpowiednimi drzwiami, nie sądziła, że jest tu dosłownie pięć minut drogi samochodem.
-Ania?-usłyszała głos jakiegoś mężczyzny i podniosła wzrok w górę.
-Co Ty tu robisz?-zapytała zdziwiona.
-To samo pytanie mógłbym zadać Tobie.
__________________________________________________
Dość dziwne pierwsze spotkanie, ale właśnie takie miało być.
Zauważyłam po Waszych komentarzach, że oczekujecie ze strony i Roberta
i Ani czegoś w stylu wielkiej miłości, ale nie do końca tak właśnie będzie.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i szczere opinie, ale z rozdziału na rozdział
jest ich coraz mniej. W porównaniu z wyświetleniami to jedna na sto osób zostawia
tu po sobie jakiś ślad. Miło by było gdybyście częściej komentowali, bo to na
prawdę strasznie motywuje do dalszego pisania.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie nie potrzeba żadnych ciepłych krajów, żeby umierać z gorąca.
Dzisiaj na termometrze 42 stopnie.